Ale koronawirus nie jest jedynym źródłem niepewności co do naszej przyszłości gospodarczej. Wątpliwości dotyczące podstawowego zdrowia gospodarki podnoszą inną obawę, a mianowicie, że recesja COVID-19 może wzbudzić głębsze kłopoty finansowe.
Jest to część trzecia w czteroczęściowej serii na temat koronawirusa i kapitalizmu, publikowanej przez cały lipiec. Przeczytaj część pierwszą, drugą i czwartą.
W zeszłym tygodniu odkurzyłem dwie hipotezy ekonomicznej zagłady i posępności wysunięte w następstwie Wielkiej Recesji: argument Williama Robinsona z 2010 roku, że kapitalizm, teraz już prawdziwie globalny, wszedł w nowy okres „kryzysu strukturalnego”; oraz diagnozę Larry’ego Summersa z 2013 roku, że słabe ożywienie po kryzysie finansowym z 2008 roku odzwierciedlało chroniczny stan „sekularnej stagnacji”. Ale to wszystko było eony temu w kategoriach politycznych XXI wieku. Jak te pomysły utrzymują się w 2020 roku?
Na pierwszy rzut oka, te pojęcia wydawały się być sprzeczne z dość stabilnym, choć wciąż raczej powolnym, wzrostem w USA i na świecie w ciągu ostatnich kilku lat. Do połowy 2018 roku nasz naród cieszył się najdłuższą ekspansją gospodarczą w swojej historii. W 2019 roku, według niektórych miar, gospodarka nigdy nie miała się lepiej. Rynek akcji osiągnął rekordowe rekordy; w wielu stanach, w tym w Waszyngtonie, oficjalne bezrobocie osiągnęło rekordowo niski poziom.
Ale bliższe spojrzenie ujawnia znaki, że nie wszystko było dobrze. Po pierwsze, Rezerwa Federalna nie podniosła stóp procentowych powyżej zera aż do końca 2015 roku, a potem tylko stopniowo, aż do szczytu na poziomie około 2,5% w 2019 roku. To mniej niż połowa szczytu z 2007 roku, który z kolei był niższy od szczytu poprzedzającego recesję z 2001 roku. Niskie oprocentowanie funduszy federalnych jest monetarnym ekwiwalentem trzymania nogi mocno wciśniętej na pedale gazu. To rząd mówi do sektora prywatnego: Proszę pożyczać! Proszę inwestować!
To nie tylko kontynuacja bodźców monetarnych, które wzmocniły pozorne ożywienie. Wraz z wyborem Trumpa, po latach bolesnych oszczędności, republikanie w Kongresie byli nagle skłonni wznowić także bodźce fiskalne. Razem, Tax Cuts and Jobs Act i Bipartisan Budget Act of 2018 podniosły deficyt budżetu federalnego o około 1,4% PKB w tym samym roku. The New Yorker’s John Cassidy donosi, że choć rzadko dyskutowany jako taki, ten one-two punch cięć podatkowych (choć głównie dla korporacji i bogatych) i zwiększonych wydatków rządowych był „największym bodźcem, jaki jakakolwiek administracja wprowadziła poza recesją od czasów II wojny światowej”, według ekonomistów Deutsche Bank Securities.
Innymi słowy, wymagało to agresywnego rządowego pchnięcia, aby osiągnąć zaledwie akceptowalny zgiełk aktywności gospodarczej. Co więcej, długoterminowe prognozy globalnego wzrostu – prawie zawsze nadmiernie optymistyczne – stały się wręcz powolne. Do połowy 2019 r. niektórzy widzieli potwierdzenie poglądu Summersa, że gospodarka cierpi z powodu długoterminowego spowolnienia inwestycji.
Czy wzrost po raz kolejny, jak przed Wielką Recesją, był wspierany przez spekulację, która w końcu się załamie? Czy dzisiejsze zyski były podtrzymywane jedynie przez sprzedawanie złudnych nadziei na zyski w przyszłości? Pod koniec 2019 roku niektórzy obserwatorzy zaczęli ostrzegać przed rosnącą górą długu korporacyjnego. Duża część tego długu była obarczona wysokim ryzykiem, odpowiadając „pożyczkom lewarowanym” lub pożyczkom dla firm z problemami. Co jeszcze bardziej niepokojące, był on rozdrabniany, przepakowywany i sprzedawany w papierach wartościowych zwanych zabezpieczone zobowiązania kredytowe (CLO). Jeśli brzmiało to bardzo podobnie do zabezpieczonych zobowiązań dłużnych, składających się z kredytów hipotecznych subprime, które odegrały główną rolę w bańce mieszkaniowej, która pękła w 2008 roku, to nie był to przypadek.
Dlaczego ktoś miałby kupować zły dług? Albo, bardziej do rzeczy, w jaki sposób dług o niskim ratingu został przekształcony w CLO o ratingu AAA, które zostały uznane za wystarczająco bezpieczne dla dużych banków, aby trzymać je w swoich bilansach? Powód był taki sam, jak w przypadku kredytów hipotecznych subprime. Ryzyko niewypłacalności danej pożyczki może być znaczne, ale zmieszanie ich wszystkich razem sprawia, że staje się mało prawdopodobne, by wiele z nich upadło w tym samym czasie – przynajmniej w normalnych okolicznościach.
Wejście koronawirusa.
Pandemia stwarza dokładnie takie warunki, w których możliwa jest masowa fala niewypłacalności pożyczek lewarowanych. W ostatnim artykule w The Atlantic, profesor prawa z Berkeley, Frank Partnoy, przedstawił niepokojący scenariusz najgorszego przypadku: Mniej więcej w ciągu najbliższego roku, gdy skutki pandemii będą naprawdę odczuwalne, liczba bankructw przedsiębiorstw będzie rosła, a ceny CLO gwałtownie spadną, co doprowadzi do upadłości banków. Stamtąd wpadniemy w pełnowymiarową zapaść finansową, z której nie będzie oczywistego wyjścia.
Nikt nie może powiedzieć na pewno, czy ta ponura seria wydarzeń nastąpi, i nie wszyscy podzielają niepokój Partnoya. Jednak niezależnie od szczegółów, istnieją dobre powody, aby poważnie traktować tezy o „sekularnej stagnacji” i „kryzysie strukturalnym”. Ekstremalne podejmowanie ryzyka finansowego trwa, w różnych formach, od czasu Wielkiej Recesji, i nie wynika to tylko z porażki rządów w nakładaniu odpowiednich regulacji; jest to również produkt bardziej fundamentalnych problemów, w tym uporczywego braku wzrostu w realnej gospodarce.
Wszystko to rodzi pytanie: Co można zrobić?
Wśród myślicieli, którzy postrzegają dzisiejszą gospodarkę jako w jakiś sposób głęboko odchyloną od normy, nawet jeśli nie do końca zgadzają się co do diagnozy, istnieje spora ilość zbieżności, jeśli chodzi o zalecane lekarstwo. W 2010 r. Robinson omawiał perspektywy „nowego Nowego Ładu” i radykalnej redystrybucji bogactwa. W 2013 r. Summers wzywał do nowej ery masowych inwestycji publicznych, tworzenia dobrych miejsc pracy i pobudzania wzrostu poprzez odbudowę narodowej infrastruktury. Jest też Thomas Piketty, którego książka „Kapitał w XXI wieku” z 2013 roku analizuje stale rosnącą globalną koncentrację i nierówność bogactwa w naszych czasach. Między innymi, Piketty wzywa do wprowadzenia progresywnego globalnego podatku od bogactwa.
Wszystko to brzmi bardzo dobrze dla postępowo-lewicowego ucha. Ale czy jest to realistyczne? I kto ma zamiar to zrealizować? To nasz temat na przyszły tydzień.