Wiedząc, kiedy odpuścić na dobre
Wciąż kochałam mojego męża, kiedy powiedziałam mu, że nasze małżeństwo już nie działa. On wciąż mnie kochał. Z tą miłością wciąż żywą, ale skomlącą pod gruzami zawiedzionych oczekiwań i niezdrowych nawyków, zdecydowaliśmy, że rok osobno to nasza najlepsza szansa, by spróbować wyrosnąć ponad nasz bagaż i potencjalnie uratować nasze małżeństwo. Może łącząc się ponownie po miesiącach kopania w głąb siebie, moglibyśmy naprawić to, co w każdym z nas sprawiło, że się rozpadliśmy.
Spotkaliśmy się w Grand Tetons. On był w drodze powrotnej do Minneapolis po kilku miesiącach samotnych wędrówek, w tym 400 mil na Pacific Crest Trail. Odpowiadając na moje własne pragnienie ponownego pojawienia się w świecie po miesiącach izolacji spowodowanej przez COVID, jechałem przez kraj, aby odkryć Zachód. Mieliśmy pięć wspólnych dni, aby doświadczyć piękna parku narodowego i zapoznać się z tym, kim staliśmy się w czasie naszej separacji.
Chociaż byliśmy już oficjalnie rozwiedzeni – prośbę spełniłem z powodów podatkowych i prawnych – była to w dużej mierze formalność. Nie odpowiadało to definitywnie na pytanie, czy istnieje przyszłość, w której moglibyśmy być razem szczęśliwi.
Ale kiedy spałam obok niego tej pierwszej nocy, powróciła wersja starego snu, dając mi ostateczną odpowiedź na to nurtujące mnie pytanie. Nie miało znaczenia, jak bardzo się zmieniliśmy i jak bardzo nam na sobie zależało. Nie byłam w stanie w pełni zostawić przeszłości za sobą. Moja stara rana wciąż tam była, wyłaniając się z mojej psychiki jak banshee, ostrzegając mnie. Wiedziałam, że tak długo jak będę nosić w sobie ten żal, nasz związek będzie cierpiał z tego powodu.
Powrót wypartego
Marzenie wróciło do wczesnych dni naszego związku, kiedy to, chodząc na randki na odległość, zabawiał się z innymi kobietami, biorąc sobie drugą dziewczynę około trzech miesięcy naszego pączkującego romansu. Z perspektywy czasu, to powinien być moment, w którym zostawiłam go na zawsze, ale nie zrobiłam tego. Nie mogłam. Pociąg był zbyt silny.
Kochałam go z zapałem przypominającym moje pierwsze zauroczenia. Był inteligentny, elokwentny i samowystarczalny, a kiedy byliśmy sami, zapłonęliśmy chemią, jakiej nigdy nie znałam. Gdy odłożyłam słuchawkę, biegałam w piruetach, moje policzki płonęły, nie mogąc powstrzymać radości, która ze mnie eksplodowała. Był wszystkim, czego kiedykolwiek pragnęłam – naprawdę wierzyłam, że może być „tym jedynym.”
Ale w tamtym czasie nie szło to w obie strony. Z przypadkowymi romansami mogłam sobie poradzić, ale kiedy on i ta inna kobieta zaczęli podróżować tam i z powrotem, aby się zobaczyć, zaczęły się koszmary.
W moim umyśle na jawie, wmawiałam sobie, że to co mieliśmy było inne i że on po prostu potrzebował czasu, aby to dostrzec. Wierzyłam, że moja zazdrość i niepewność są problemem i czymś, co mogę przezwyciężyć, w końcu wyłaniając się jako kobieta, którą chciałam być. Dzięki niemu uwolniłabym się od wszystkich dramatów, które zrujnowały moje poprzednie związki.
Moje sny potwierdzały tę bezinteresowność i optymizm. W najwcześniejszym śnie, ona flirtowała z nim, a on ją dotykał. Dopadłem ją, powalając na podłogę. Z moim kolanem w jej plecach i jej włosy w mojej pięści, warknąłem na nią, aby zostawić go w spokoju.
Na szczęście, mój sen w Tetons nie był gwałtowny, ale to nie było mniej bolesne. W tym śnie, on i ja byliśmy na wakacjach, kiedy ona się pojawiła. Za moimi plecami próbował znaleźć sposób na bycie z nią, nawet podjął pracę w jej ulubionej kawiarni tylko po to by być blisko niej. Kiedy go tam znalazłam, chwyciłam go za serce, pytając wrzaskliwym krzykiem, dlaczego nigdy nie będę wystarczająca.
Nadmiar bagażu
Obudziłam się ze startem. Gdy popłynęły łzy, zrozumiałam wreszcie, co było przyczyną naszego upadku. Nie chodziło o to, że nigdy nie posprzątał samochodu albo że zawsze pozwalał zatrzasnąć tylne drzwi. Chodziło o to, że nigdy nie byłem w stanie pozbyć się tej krzywdy i przestać go za nią obwiniać. Mimo że ją rzucił i był mi wierny przez ostatnie 14 lat, ten stary ból – zakorzeniony w dziecięcym poczuciu bycia niewidzialnym i nieważnym – wciąż tam był, dręcząc moją podświadomość.
Nawet w wierności, było tak wiele innych sposobów, na które czułam, że jestem na drugim miejscu – czy to w jego pracy, czy w jego hobby, czy w jego osobistych zmaganiach. Za każdym razem, gdy olewał naszą rocznicę lub wybierał pracę w weekend zamiast spędzania czasu ze mną, wyzwalało to tę znajomą ranę.
Moja ukryta krzywda i frustracja zrodziła niechęć, kąśliwe uwagi i ukryty brak zaufania. Z jego poczucia winy i własnych problemów zrodziła się niepewność i niechęć do konfrontacji z rzeczywistością, w której żadnemu z nas nie podobało się to, kim się staliśmy. W separacji, nie tylko opuszczaliśmy siebie nawzajem, ale także osobę w lustrze.
Z tym zrozumieniem, kuszące jest myślenie, że może gdybym mógł po prostu wyleczyć tę starą ranę raz na zawsze i gdyby on mógł dalej pokonywać swoje własne demony, moglibyśmy sprawić, że to zadziała. W końcu, jak pokazał nasz wspólny czas, miłość wciąż tam jest.
Ale, jak zasugerował mój sen, czasami miłość po prostu nie wystarcza. Czasami przeszłość jest zbyt obecna, bagaż jest zbyt ciężki, a przynęta starych wzorców jest zbyt silna. Czasami te wzorce nie mogą być złamane bez zerwania związku. To może pomóc wyjaśnić, dlaczego prawie połowa amerykańskich małżeństw kończy się rozwodem.
Dla nas rok rozłąki nie wystarczył, aby zatrzymać impet kilku lat odnoszenia się do siebie w określony sposób. Musieliśmy przyznać, że choć myśleliśmy, że możemy zrobić lepiej przy kolejnej próbie, prawdopodobnie skończylibyśmy w tym samym niezadowoleniu. Jedynym sposobem na uwolnienie się od bólu i udręki oraz wymazanie tych starych blizn było pożegnanie się na dobre i samodzielne skonfrontowanie się z najgłębszymi korzeniami naszych indywidualnych problemów.
Mit walki
Są tacy, którzy mogliby chcieć nazwać nasze małżeństwo porażką lub uważać za tragiczne to, że nie podejmujemy kolejnej próby. Ale małżeństwo, które kończy się rozwodem, nie jest porażką. Porażką byłoby rezygnowanie ze szczęścia lub męczenie się dla czyjegoś dobra. Pomimo powszechnych mitów, nie ma cnoty lub nagrody w trzymaniu się go, nie jeśli prowadzi do ciągłego gniewu i rozpaczy.
Throughout wszystkich moich relacji, w tym naszego małżeństwa, miałem wierzył, że wzrost był w walce, jak wzrost był bardziej prawdziwe lub zasłużone, jeśli to było trudne. Wierzyłam, że zostając i ucząc się wznosić ponad nasze wyzwania, zostaniemy nagrodzeni szczęśliwszym związkiem, a ja będę dzięki temu lepsza. Ale to przekonanie nie okazało się prawdziwe. Zamiast wydobywać ze mnie to, co najlepsze, często wydawało się, że jestem w najgorszym położeniu.
Prawdziwa lekcja nie polegała na znoszeniu upadającego związku, ale na tym, żeby wiedzieć, kiedy odejść. To było tylko raz widziałem wzór byłem w i wybierał zatrzymywać koło że mój wzrost naprawdę brać daleko i ja zakochiwał się w życiu znowu. Dla mojego męża i mnie, to była przestrzeń stworzona przez naszą separację, która pozwoliła nowej inspiracji i możliwości, aby przyjść, jak również nieoczekiwany komfort i uznanie w byciu samemu.
Chociaż tęskniliśmy za wzajemnym towarzystwem, cieszyliśmy się życiem, które stworzyliśmy w luce stworzonej przez naszą separację. On lubi znikać na całe tygodnie w lesie i żyć bez stresu związanego z próbą uszczęśliwienia mnie. Lubię zanurzać się w moich własnych projektach i nie być obciążona decyzjami dotyczącymi czyjegoś życia lub koniecznością uzyskania zgody na to, co chcę zrobić ze swoim. Życie singla mi odpowiada.
Miłość ponad granicami
On zawsze będzie więcej niż przyjacielem, a nawet więcej niż moim najlepszym przyjacielem. Rozstanie bez perspektywy powrotu do siebie pozwala nam po prostu być dwojgiem ludzi, którzy dowiadują się, jak kochać się nawzajem w nowy, zdrowszy sposób, bez bagażu.
Daje nam to również możliwość uleczenia naszych ran, zanim będą się one mogły powtórzyć w przyszłym związku. Chociaż to małżeństwo może się skończyć, lekcje, które z niego wyniesiemy, będą kontynuowane jako dar naszego wspólnego czasu.