Prawdziwa historia desegregacji szkół, od 1954 r. do dziś

author
9 minutes, 55 seconds Read

Jedną z najdziwniejszych cech sezonu prawyborów Demokratów 2019-20 był powrót kwestii busingu. Pół wieku temu omal nie rozerwała ona partii na strzępy. Sądownie usankcjonowane przeniesienie uczniów w celu osiągnięcia równowagi rasowej okazało się najbardziej niepopularną polityką od czasów prohibicji, przeciwstawioną przez przytłaczającą większość białych wyborców. W każdym mieście latynoscy i azjatycko-amerykańscy liderzy oraz rodzice walczyli o zachowanie szkół w sąsiedztwie. Do połowy lat 80. poparcie dla autobusów spadło poniżej 50 procent wśród Afroamerykanów. Rodzice afroamerykańskich uczniów, którzy zostali objęci autobusami, byli często najgłośniejszymi przeciwnikami tej polityki. A jednak Kamala Harris i inni kandydaci Demokratów atakowali Joe Bidena za jego stanowisko w sprawie, która dawno temu odeszła w polityczny niebyt.

Kandydaci, którzy rzucili się na byłego wiceprezydenta, zdawali się mieć niewielkie zainteresowanie faktycznym przywróceniem autobusów. Od swojego powstania w latach sześćdziesiątych do powolnego upadku w latach dziewięćdziesiątych XX w., transport autobusowy miał tylko jednego niezawodnego patrona: sądy federalne. Biorąc to pod uwagę, łatwo byłoby odrzucić powrót kwestii autobusów jako coś więcej niż tylko chwyt debatancki mający na celu zaatakowanie czołowego kandydata do nominacji Demokratów. Ale nostalgiczna obrona desegregacji w Berkeley przez senator Harris rozpętała serię artykułów wzywających do powrotu transportu autobusowego, by zająć się tym, co mylnie nazywa się „ponowną segregacją” amerykańskich szkół.

Nie tylko ta linia argumentacji jest wyraźnym przegranym politycznym dla Demokratów, ale także bardzo zniekształca historię desegregacji szkół, uniemożliwiając nam wyciągnięcie wniosków z tego bolesnego doświadczenia. Co najważniejsze, używając wieloznacznego terminu „desegregacja” do objęcia ogromnie różnych polityk, nie pozwala nam odróżnić tych cech desegregacji, które poprawiły szanse dzieci mniejszościowych, od tych, które tego nie uczyniły.

W swojej opinii dla jednomyślnego sądu w sprawie Brown v. Board, sędzia główny Earl Warren nigdy nie wyjaśnił, co okręgi szkolne muszą zrobić, by osiągnąć desegregację. Warren nie przedstawił też odpowiedniego wyjaśnienia, dlaczego sponsorowana przez państwo segregacja jest zła.

Zarówno prawnik NAACP, Thurgood Marshall, jak i sędziowie założyli, że w większości przypadków okręgi szkolne będą stosować standardową praktykę szkół sąsiedzkich. Szkoły sąsiedzkie i zakaz przydziałów na podstawie kryterium rasowego: W 1954 roku nikt nie uważał tych zobowiązań za „rasistowskie”

Reinterpretacja „desegregacji”, by oznaczała coś zupełnie przeciwnego – to znaczy, by nakazać użycie przydziałów rasowych w celu zastąpienia szkół sąsiedzkich szkołami zrównoważonymi rasowo – nastąpiła w dwóch etapach, pierwszy skierowany przez Sąd Apelacyjny Piątego Okręgu w połowie lat 60-tych, a drugi przez Sąd Najwyższy od 1968 do 1973 roku.

Drugi etap nastąpił w trzech decyzjach, które Sąd Najwyższy wydał, gdy ponownie wszedł w sprawę po półtorej dekady milczenia. W sprawie Green v. County School Board of New Kent County, Sąd wydał krótką, mocną retorycznie, ale głęboko niejednoznaczną opinię, w której podtrzymał ogólne podejście Piątego Okręgu, ale dodał enigmatyczne polecenie wyeliminowania wszystkich szkół „identyfikowalnych rasowo”.

W swojej decyzji z 1971 roku Swann v. Charlotte-Mecklenburg Board of Education, Sąd zdawał się mówić, że dla miejskich okręgów szkolnych z historią prawnie narzuconej segregacji, desegregacja wymaga równowagi rasowej we wszystkich szkołach, nawet jeśli wymaga to rozległych przewozów uczniów (w tym tych w szkole podstawowej) daleko poza ich szkoły sąsiedzkie. Swann stał się od tego czasu podstawową opinią dla tych, którzy uważają, że desegregacja wymaga, a nie zabrania używania rasy w przydzielaniu uczniów do poszczególnych szkół.

Trzecia decyzja Sądu Najwyższego w sprawie transportu autobusowego, wydana w sprawie Keyes v. School District No. 1, Denver, Colorado w 1973 r., w efekcie zastosowała ekspansywne środki zaradcze Swanna do miast poza Południem. Sąd później obniżył próg dowodowy, tak że niepowodzenie okręgu szkolnego w osiągnięciu maksymalnej równowagi rasowej stanowiło dowód dyskryminacyjnych intencji.

W trylogii spraw Green-Swann-Keyes Sąd Najwyższy odszedł tak daleko od pierwotnego rozumienia Browna, jak również od Ustawy o Prawach Obywatelskich, która stanowiła, że „desegregacja” nie oznacza przydziału uczniów do szkół publicznych w celu przezwyciężenia nierównowagi rasowej” (podkreślenie dodane), że należy zapytać, co leżało u podstaw tej fatalnej transformacji. Odpowiedź jest widoczna w wielu decyzjach sądów niższych instancji, które zastosowały sprzeczne, szalenie dwuznaczne, a czasem nieszczere opinie Trybunału. Podstawowym problemem, wyjaśniali, nie jest sponsorowana przez państwo segregacja rasowa, ale izolacja rasowa, niezależnie od przyczyny. Najbardziej bezpośrednie stwierdzenie tego argumentu pojawiło się we wpływowym raporcie Komisji Praw Obywatelskich Stanów Zjednoczonych z 1967 roku:

Centralna prawda, która wyłania się z tego raportu i ze wszystkich dochodzeń Komisji jest po prostu taka: Murzyńskie dzieci doznają poważnych szkód, gdy ich edukacja odbywa się w szkołach publicznych, które są segregowane rasowo, niezależnie od tego, jakie jest źródło takiej segregacji. (Podkreślenie dodane.)

Ta wiadomość została przekazana sędziom federalnym przez szanowanych świadków-ekspertów. Z przekonaniem zeznali oni, że wyniki w nauce dzieci mniejszościowych mogą ulec znacznej poprawie, jeśli zostaną umieszczone w szkołach, które są w 70-80 procentach białe. (Ponad 80 procent pozostawi dzieci mniejszościowe w poczuciu izolacji; mniej niż 70 procent zbliża się do „punktu krytycznego” dla ucieczki białych.)

Sądownie nakazana zmiana przydziału uczniów w celu osiągnięcia równowagi rasowej została w ten sposób przekształcona z nadzwyczajnego sądowego środka zaradczego na rażącą dyskryminację rasową w politykę edukacyjną mającą na celu poprawę wyników akademickich uczniów mniejszościowych, nawet w okręgach chwalonych przez sędziów za ich wysiłki desegregacyjne.

Ten ambitny plan reformy edukacyjnej napotkał trzy wyzwania. Po pierwsze, dowody, na których się opierał, po prostu nie uzasadniały pewności, z jaką go głoszono.

Drugim problemem była ucieczka białych: Jeśli nakazy desegregacji doprowadzą do tego, że białe rodziny uciekną z obszarów miejskich na przedmieścia lub do szkół prywatnych, wówczas domniemane korzyści projektu zostaną znacznie ograniczone.

Trzecim problemem był fakt, że w wielu miastach odsetek uczniów mniejszościowych przekraczał „optymalne” 30 procent nawet przed interwencją sądową. Tam, zajęcie się „izolacją rasową” poprzez uczynienie szkół w większości białymi wymagało stworzenia mega-okręgów szkolnych, zasadniczo zmieniających sposób zarządzania szkołami.

W swojej decyzji z 1974 roku w sprawie Milliken v. Bradley, Sąd Najwyższy orzekł, że przedmieścia mogą być włączone do obowiązkowych planów desegregacji tylko wtedy, gdy istniały dowody, że zaangażowały się w „akty segregacji”. Po Milliken, sądy federalne nakazały dwukierunkowy transport autobusowy, który przekroczył granice polityczne tylko raz, w Delaware Joe Bidena. W większości przypadków autobusy zatrzymywały się na granicach miasta.

Milczące przyjęcie przez Sąd Najwyższy argumentu izolacji rasowej w trylogii Green-Swann-Keyes w połączeniu ze sztywnym ograniczeniem narzuconym przez Milliken postawiło sądy niższych instancji w okropnym kłopocie. W latach 70. większość sędziów sądów okręgowych wymagała desegregacji według liczb, choć niektórzy sędziowie dopuszczali większe zróżnicowanie niż inni. Stopniowo odchodzili oni od troski o proporcje rasowe na rzecz eksperymentowania z bardziej rozległymi reformami edukacyjnymi. W międzyczasie gwałtownie zmieniała się demografia szkolna – liczba białych uczniów nadal spadała, a liczba uczniów pochodzenia latynoskiego rosła. Kwestie desegregacji nie były już czarno-białe.

Dziś trudno jest znaleźć artykuł prasowy na temat rasy i edukacji, który nie twierdzi pewnie, że nasze szkoły stają się „ponownie posegregowane”. Jednak analiza przeprowadzona w 2019 roku przez Washington Post wykazała, że „liczba dzieci uczęszczających do amerykańskich szkół publicznych razem z uczniami innych ras prawie podwoiła się w ciągu ostatniego ćwierćwiecza, co jest mało zauważalnym wzrostem, który odzwierciedla zmieniającą się demografię kraju.”

Czytelnicy mają dobry powód, by być zdezorientowani, co obecnie oznaczają terminy „segregacja”, „desegregacja” i „ponowna segregacja”. Najwyraźniej ci, którzy twierdzą, że nasze szkoły są ponownie segregowane, nie mają na myśli tego, że państwa uchwalają prawa nakazujące segregację rasową, a nawet tego, że urzędnicy szkolni lokalizują budynki szkolne lub rysują strefy uczęszczania, aby utrzymać rasy z dala od siebie. Większość dużych miejskich okręgów szkolnych poczyniła znaczne wysiłki, by zredukować wpływ segregacji mieszkaniowej poprzez szkoły magnetyczne, „kontrolowany wybór”, opcje przeniesienia większości do mniejszości oraz staranne lokalizowanie nowych szkół. Pierwotne znaczenie terminu „segregacja” i kluczowa rola, jaką segregacja de iure odegrała w odrażającym systemie kast rasowych na Południu, są już odległym wspomnieniem.

W ciągu ostatnich siedmiu dekad „desegregacja” nabrała wielu znaczeń, a pod jej sztandarami wypłynęło wiele różnych polityk. Niektóre z nich znacząco poprawiły możliwości edukacyjne, jakie zapewniamy uczniom należącym do mniejszości. Inne nie. Przy założeniu, że wszystkie inne rzeczy są równe, istnieją znaczące korzyści ze zmniejszenia liczby szkół z przewagą mniejszości – nie dlatego, że ich uczniowie są czarni lub latynoscy, ale dlatego, że prawdopodobnie są biedni. Jednak „inne rzeczy” rzadko są równe. Długie przejazdy autobusem mogą zmęczyć uczniów i skrócić czas, jaki spędzają w klasie lub na pracy szkolnej. Likwidacja szkół sąsiedzkich może osłabić zaangażowanie rodziców w życie szkolne ich dzieci. Regularne zmiany przydziałów szkolnych, mające na celu utrzymanie równowagi rasowej, zagrażają stabilności i ciągłości, które sprzyjają uczeniu się. Ucieczka białych może pozbawić szkoły zarówno zamożniejszych uczniów, jak i poparcia politycznego. Nic dziwnego, że rodzice afroamerykańskich uczniów często są sfrustrowani tymi cechami planów desegregacji i opowiadają się za powrotem do szkół sąsiedzkich, nad którymi mają większą kontrolę.

Biorąc pod uwagę trendy demograficzne, zakończenie „izolacji rasowej” poprzez uczynienie miejskich szkół w większości białymi jest mrzonką. Traktowanie „desegregacji” jako niezróżnicowanej całości, którą musimy albo zaakceptować, autobusy i wszystko, albo odrzucić – i tym samym zostać okryci smołą rasizmu – jest nie tylko politycznie nierozważne, ale uniemożliwia nam docenienie, które formy desegregacji się sprawdziły. Bardziej sprawiedliwa dystrybucja zasobów, mniejsze klasy, szkoły magnetyczne, bardziej doświadczeni nauczyciele, możliwości wczesnego uczenia się – to tylko niektóre z rzeczy, które, jak się wydaje, zrobiły różnicę.

W dekadzie następującej po rewolucji praw obywatelskich reformatorom edukacji można było wybaczyć, że postrzegali sądownie narzuconą równowagę rasową jako magiczną kulę, która wyprodukowałaby bardziej sprawiedliwy system edukacji w całym kraju. W kolejnych latach przekonaliśmy się, że reforma edukacji nigdy nie jest tak prosta. Dziś pełno jest eksperymentów i innowacji w dziedzinie edukacji. Wiele z nich się nie powiedzie; kilka może odnieść sukces. O wiele lepiej jest zająć się tymi stopniowymi reformami niż siedzieć i czekać na ponowne pojawienie się magicznego szkolnego autobusu.

Nota redaktora: Jest to nieco zmodyfikowany fragment artykułu autora opublikowanego w National Affairs.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.