As she has done so often in recent weeks, Chary divides patients suffering with symptoms of the virus, or with a positive diagnosis, into three categories: those who are well enough to leave and recover at home; those who must be admitted because they need oxygen to help them breathe; and those who need intensive care and a ventilator.
Większość jej pacjentów zalicza się dziś do pierwszych dwóch kategorii, w tym kobieta wracająca na ostry dyżur, która przeszła testy na koronawirusa i nadal zmaga się z objawami. Chary sprawdza jej poziom tlenu i stwierdza, że jest w normie. Przygotowując się do wypisania jej, zauważa strach w oczach kobiety. Od czasu jej diagnozy wielu członków rodziny tej kobiety trafiło na oddział intensywnej terapii, jak mówi później Chary, a inni wciąż są w domu i potrzebują jej opieki. To samo dotyczy wielu osób, które trafiają na ostry dyżur, ale nie są na tyle chore, by być hospitalizowane. Chary patrzy, jak odchodzą dręczeni myślą o zarażeniu bliskich. „To perspektywa powrotu do domu i potencjalnego rozprzestrzenienia koronawirusa na innych ludzi w domu jest dla nich tak trudna do zniesienia.”
Świadoma, że zawsze są inni pacjenci, którzy jej potrzebują, Chary trzyma swoje emocje blisko w szpitalu. Po pracy, w domu sama, trudniej jest je powstrzymać. Minęły miesiące odkąd widziała swojego męża, lekarza pediatrę na oddziale intensywnej terapii w Houston. Jej sen ucierpiał, jak mówi, w wyniku przytłaczającej potrzeby sprawdzania elektronicznych kart pacjentów w celu uzyskania aktualizacji. „Staram się to robić przed pójściem spać w nocy; jest to pierwsza rzecz, którą robię rano. To po prostu ten wyższy poziom ciągłej troski o pacjentów, których miałam.”
Martwi się o nich wszystkich, ale niektórymi jest obciążona bardziej niż innymi. „Z młodszymi pacjentami może to być szczególnie druzgocące, gdy widzisz, że nadal nie radzą sobie lepiej po pobycie na oddziale intensywnej terapii przez kilka tygodni.”
I wtedy jest napływ pacjentów o niższych dochodach ze społeczności kolorowych.
„Często stwierdzam, że ci pacjenci pracują w podstawowych zawodach,” mówi. „Pracują w sklepach spożywczych; obsługują transport publiczny; są w usługach opiekuńczych; lub robią takie rzeczy jak dostawa do domu. I tak naprawdę są na pierwszej linii społeczeństwa, tak samo jak my w szpitalu”. Praca w domu nie wchodzi w grę. I to jest też trudne dla nich by zrobić społeczny dystans i odizolować się ponieważ oni żyją w mniejszych mieszkaniach i oni zwykle żyją w wielopokoleniowych gospodarstwach domowych , gdzie ludzie są chorzy również.”
Chary wie śmierć przychodzi z byciem doktorem specjalizującym się w pilnej opiece, ale niektóre z unikalnych aspektów tej choroby mogą nadal wstrząsnąć nią. Wielu lekarzy zauważyło, jak szybko warunki mogą się pogorszyć i jak wysokie są wskaźniki zgonów osób umieszczonych na respiratorach. Wśród pacjentów, których Chary straciła z powodu choroby w ostatnich tygodniach, była starsza kobieta, którą musiała umieścić na urządzeniu do pompowania powietrza do i z jej płuc. „Wiedziałam, że prawdopodobieństwo, że wyzdrowieje było bardzo, bardzo niskie i myślę, że jest pewien ciężar, który czujesz, kiedy czujesz, że będziesz ostatnią osobą, która będzie z kimś rozmawiać lub spędzać czas z tą osobą, kiedy jest przytomna i czujna.”
Za namową zespołu opieki paliatywnej szpitala, Chary i jej koledzy mają pacjentów wymagających respiratora nagrywają wiadomości do bliskich na swoich telefonach, zanim zostaną uspokojeni. „To było jedno z najmocniejszych doświadczeń” – mówi Chary, jej głos drży. „Wręczanie komuś telefonu i słuchanie, jak mówi rodzinie, że ją kocha, i po prostu nadzieja, że będzie mógł znów rozmawiać z bliskimi po odłączeniu od respiratora, ale nie wie.”
Niemniej jednak Chary uważa się za szczęściarę. Słyszała przerażające historie od przyjaciół i kolegów z takich miejsc jak Nowy Jork i Detroit, gdzie ciężarówki-chłodnie stoją przed szpitalami, przechowując ciała zmarłych, podczas gdy wewnątrz pacjenci przytłaczają sale chorych, czasami umierając, zanim lekarz zdąży do nich dotrzeć. Warunki pracy w Bostonie nie osiągnęły jeszcze takiego poziomu, mimo że Massachusetts jest gorącym punktem ogólnokrajowej epidemii. Od wtorku, stanowy Departament Zdrowia umieścił całkowitą liczbę przypadków na 58,302, z 3,153 zgonów.
W Chary’s ER, nie ma pacjentów zalegających w korytarzach, nie ma rozpaczliwego braku środków ochrony osobistej (PPE), lub respiratorów. Ilość pacjentów w Brigham and Women’s ER spadła w ostatnich tygodniach. Chary, nowo mianowany główny rezydent oddziału, zazwyczaj przyjmuje od 15 do 20 pacjentów na zmianę. Dziś ta liczba zmniejszyła się o połowę. Strach przed zarażeniem wirusem powstrzymał wielu pacjentów ze stosunkowo niewielkimi obrażeniami.
Na pozytywną nutę, tego dnia Chary, wysyła kolejnego ze swoich nieostrych pacjentów COVID-19 do Boston Hope Medical Center, gdzie mogą odzyskać zdrowie w izolacji. Prowizoryczna placówka z 1000 łóżek zarezerwowanych dla pacjentów w stanie niekrytycznym i członków miejskiej populacji bezdomnych znajduje się w Boston Convention and Exhibition Center w Seaport District. „To była wspaniała alternatywa”, mówi Chary, która jest również klinicznym stypendystą w medycynie ratunkowej w Harvard Medical School.
Młody lekarz mówi, że staranne planowanie było kluczem do odpowiedzi Brighama na pandemię – szpital miał 159 pacjentów wewnętrznych, z których 90 wymagało intensywnej opieki, zgodnie z jego notatkami na stronie internetowej we wtorek. Chary powiedziała, że ma dostęp do fartuchów, rękawiczek, masek, osłon na twarz i głowy, których potrzebuje, wraz ze zredukowanym harmonogramem pracy – jest to wysiłek administratorów, aby utrzymać pracowników tak bezpiecznych i zdrowych, jak to tylko możliwe. Aby jeszcze bardziej ograniczyć liczbę infekcji, szpital, przewidując gwałtowny wzrost liczby przypadków koronawirusów, wzniósł ściany na oddziale ratunkowym, tworząc indywidualne pokoje dla przychodzących pacjentów.
„Brigham wprowadził wiele innowacji, rozwoju i planowania wokół tego, jak najlepiej zareagować na ten kryzys”, powiedziała Chary, która zauważa, że to samo jest prawdą w Massachusetts General Hospital, gdzie ona również przechodzi przez ostry dyżur. „Nasze doświadczenie jest inne, ponieważ mamy zasoby instytucjonalne, aby zająć się pacjentami, którzy trafiają na nasze oddziały ratunkowe.”
Ciągle jednak ograniczanie narażenia jej i jej kolegów na kontakt z wirusem jest stałą troską. Chary trzyma się ścisłego protokołu, którego przestrzegała przez ostatnie kilka tygodni, dzwoniąc do pacjentów przez telefon spoza ich pokoi, aby ustalić, czy mogą być zarażeni. „Czasami pacjenci zgłaszają coś do pielęgniarki triage z przodu, ale zaprzeczają objawom,” powiedziała. „Potem, kiedy rozmawiasz z nimi więcej, brzmi to tak, jakby może rzeczywiście mieli objawy”. Ich odpowiedzi określają, czy Chary w pełni ubierze się w PPE przed wejściem.
Pomimo środków ostrożności, pracownicy służby zdrowia, z samej natury swoich ról, stoją w obliczu wyższego ryzyka. Niedawny raport Centers for Disease Control and Prevention stwierdził, że ponad 9000 pracowników służby zdrowia zostało zarażonych koronawirusem, w tym ponad 320 w Brigham.
Kilku kolegów Chary’ego przetestowało pozytywnie w ostatnich tygodniach i poddało się samokwarantannie. „Czuję, że muszę być odporna w tej chwili, mieć nadzieję na najlepsze i szczęście”, mówi Chary, „i myślę, że moje poczucie obowiązku reagowania na kryzys w pewnym sensie zastąpiło obawy związane z osobistym zachorowaniem.”
Wyzwań jest wiele. Chary dowiaduje się, że karetka jedzie do szpitala z pacjentem, którego serce się zatrzymało. Wie, że liczą się minuty i że badanie na miejscu na obecność koronawirusa zajęłoby godziny. Zakłada więc, że pacjent ma pozytywny wynik i kontynuuje swoją pracę, zdając sobie sprawę, że resuscytacja wiąże się z większym ryzykiem rozprzestrzeniania się płynnych kropli zawierających wirusa, co zwiększa szanse na przeniesienie wirusa.
„W przeszłości stosowano podejście „wiele rąk na pokład”, mówi Chary. „Ale w przypadku koronawirusa, kiedy takie rzeczy się zdarzają, musimy być naprawdę świadomi ryzyka, które może wystąpić w przypadku narażenia większej liczby pracowników. Wszystko jest bardzo dobrze zdefiniowane z góry, jeśli chodzi o to, ile osób będzie w pomieszczeniu, kto co będzie robił i jak możemy zminimalizować liczbę osób, które muszą być potencjalnie narażone.”
Nie mogąc reanimować pacjenta, pozostaje niepewność co do infekcji. „Niewiedza, czy ta osoba zmarła z powodu powikłań koronawirusowych, jest trudna dla rodziny i dla zespołu opieki”, mówi Chary.
Wielu może uznać, że zmierzenie się z ogromnym kryzysem zdrowia publicznego na tak wczesnym etapie kariery medycznej jest zniechęcające. Chary nie jest jednym z nich. „Czuję się bardzo uprzywilejowana i szczęśliwa, że mogę być wśród lekarzy, którzy służą pacjentom w tym czasie, kiedy naprawdę potrzebują, abyśmy się nimi zajęli. Myślę, że wielu ludzi idzie na medycynę z tym pragnieniem, aby leczyć chorych, i czuję, że nigdy nie byłem bardziej dumny z bycia lekarzem.”
I są też jasne chwile.