Wielkie kłamstwo Putina

author
9 minutes, 43 seconds Read

W scenie otwierającej najsłynniejszy polski film ostatnich dwóch dekad, tłum zaniepokojonych, zdesperowanych ludzi – pieszych, jadących na rowerach, prowadzących konie, niosących tobołki – wchodzi na most. Ku swojemu ogromnemu zdziwieniu widzą, że w ich stronę zmierza inna grupa zdesperowanych, zatroskanych ludzi, idąca z przeciwnego kierunku. „Ludzie, co wy robicie?!” krzyczy jeden z mężczyzn. „Zawracajcie! Niemcy są za nami!”. Ale z drugiej strony ktoś inny krzyczy: „Sowieci zaatakowali nas o świcie!” i obie strony idą dalej. Następuje ogólne zamieszanie.

Ta scena rozgrywa się 17 września 1939 roku, w dniu sowieckiej inwazji na Polskę; Niemcy najechali dwa i pół tygodnia wcześniej. Film nosi tytuł Katyń. Reżyser, nieżyjący już Andrzej Wajda, od dawna chciał nakręcić tę scenę na moście, jako wizualne przedstawienie tego, co stało się z całym krajem w 1939 roku, kiedy Polska znalazła się pomiędzy dwiema nacierającymi armiami, których dyktatorzy wspólnie zgodzili się wymazać Polskę z mapy świata.

Już w trakcie tej wspólnej inwazji obaj dyktatorzy kłamali na jej temat. Porozumienie o utworzeniu nowej granicy niemiecko-sowieckiej w środku Polski, a także o włączeniu Litwy, Łotwy, Estonii i Finlandii do „sowieckiej strefy interesów” było częścią tajnego protokołu do paktu Ribbentrop-Mołotow, układu o nieagresji między Hitlerem a Stalinem, podpisanego 23 sierpnia. Tajny protokół został odnaleziony w nazistowskich archiwach po wojnie, chociaż Związek Radziecki przez wiele dziesięcioleci zaprzeczał jego istnieniu.

Każda ze stron produkowała również własne kłamstwa. Niemcy sponsorowali całą operację false-flag, w której brali udział fałszywi polscy żołnierze – oficerowie SS w polskich mundurach – którzy przeprowadzili zaaranżowany atak na niemiecką stację radiową i nadawali antyniemieckie komunikaty. Na miejsce zdarzenia wezwano korespondentów amerykańskich gazet i pokazano im zwłoki, które w rzeczywistości należały do więźniów, zamordowanych specjalnie na tę okazję. Ta „zbrodnia”, wraz z kilkoma innymi zainscenizowanymi „atakami”, stanowiła dla Hitlera formalne usprawiedliwienie inwazji na Polskę. 22 sierpnia powiedział on swoim generałom, aby nie martwili się o legalność operacji: „Dostarczę propagandowy casus belli. Jego wiarygodność nie ma znaczenia. Zwycięzca nie będzie pytany o to, czy mówił prawdę.”

More by this writer

Tymczasem sowiecka inwazja na wschodnią Polskę nigdy nie została formalnie określona jako inwazja. Zamiast tego, jak pisał komisarz korpusu S. Kożewnikow w radzieckiej gazecie wojskowej „Czerwona Gwiazda”, „Armia Czerwona wyciągnęła rękę braterskiej pomocy do robotników Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi, uwalniając ich na zawsze od niewoli społecznej i narodowej”. Związek Radziecki nigdy nie przyznał się do podboju czy aneksji ziem polskich: Ziemie te po wojnie pozostały częścią ZSRR i do dziś są częścią współczesnej Białorusi i Ukrainy. Zamiast tego, cała operacja została opisana jako bitwa przeprowadzona w imieniu „wyzwolonych narodów Zachodniej Ukrainy i Zachodniej Białorusi.”

Czytelnicy, mam nadzieję, wybaczą tę długą wycieczkę w przeszłość, ale jest to niezbędne tło dla serii dziwnych i inaczej niewytłumaczalnych oświadczeń prezydenta Rosji Władimira Putina na kilku spotkaniach pod koniec grudnia. W ciągu jednego tygodnia Putin nie mniej niż pięć razy poruszył temat polskiej odpowiedzialności za II wojnę światową. W rozmowie z grupą rosyjskich biznesmenów powiedział, że konsultuje się z historykami i czyta o polskiej dyplomacji w latach 30-tych, aby postawić taką tezę. Na spotkaniu w rosyjskim ministerstwie obrony z gniewem oświadczył, że polski ambasador w nazistowskich Niemczech w latach trzydziestych – a nie jest to, jak można by sądzić, osoba o wielkim znaczeniu – był „szumowiną” i „antysemicką świnią”. Po kolejnym spotkaniu z prezydentem, przewodniczący Dumy, rosyjskiego parlamentu, publicznie wezwał Polskę do przeproszenia za rozpoczęcie wojny.

Anne Applebaum: Fałszywy romans Rosji

Gdyby to był jakiś kaprys, mała wycieczka do niejasnych wydarzeń z odległej przeszłości, nikt by się tym nie przejmował. Ale tego rodzaju kłamstwa mają swoją historię i kończą się katastrofą. Sowiecka czystka etniczna we wschodniej Polsce i krajach bałtyckich rozpoczęła się przecież natychmiast po inwazji, wraz z aresztowaniem setek tysięcy Polaków i Bałtów oraz ich deportacją do osiedli i obozów koncentracyjnych na wschodzie. (Nazistowskie czystki etniczne w zachodniej Polsce również rozpoczęły się natychmiast, od masowych aresztowań profesorów uniwersyteckich w Krakowie, mieście, które miało stać się etnicznie niemieckie, oraz – przede wszystkim – od budowy pierwszych gett dla polskich Żydów.)

W czasach Gorbaczowa państwo rosyjskie faktycznie przeprosiło za rolę ZSRR w tych okrucieństwach. W 1989 r. Kongres Deputowanych Ludowych ZSRR uznał nawet pakt Ribbentrop-Mołotow za nieważny. Ale nastroje od pewnego czasu ulegają zmianie. Akademicka obrona sojuszu Hitler-Stalin zaczęła się ponownie pojawiać w Rosji w 2009 roku, w związku z 70. rocznicą 1939 roku; jeden z wydanych wówczas zbiorów esejów zawierał nawet aprobujący wstęp napisany przez Siergieja Ławrowa, rosyjskiego ministra spraw zagranicznych.

Wydarzenia tego roku, w którym przypada 80. rocznica, mogły również na nowo zainspirować rosyjskiego prezydenta. We wrześniu Parlament Europejski przyjął rezolucję potępiającą pakt, jak również dwa totalitaryzmy, które zniszczyły tak wiele Europy w XX wieku. Tego typu deklaracje denerwują Putina, który obecnie organizuje coroczne obchody Dnia Zwycięstwa w II wojnie światowej i używa wojny jako jednego z symbolicznych uzasadnień dla własnego autorytaryzmu. Chce uczynić Rosję nie tylko znowu wielką, ale „wielką” dokładnie tak, jak była „wielka” w 1945 roku, kiedy Armia Czerwona zajęła Berlin.

Ale to było trzy miesiące temu. Po co wzniecać kłopoty? Po co tworzyć złą krew właśnie teraz? Przecież Putinowi wiedzie się raczej dobrze, przynajmniej w jego stosunkach ze światem zachodnim. Amerykański prezydent jest jego fanem; prorosyjskie, skrajnie prawicowe partie polityczne kwitną w Niemczech, Włoszech, Austrii i Francji; nawet umiarkowani Europejczycy mają dość chłodnych stosunków z Rosją i są znudzeni sankcjami. Tymczasem Polska jest bardziej odizolowana niż kiedykolwiek od 30 lat. Wyjątkowe relacje polsko-niemieckie, budowane przez kilka dekad, zostały niemal całkowicie zniszczone przez obecny populistyczny, natywistyczny polski rząd, którego niektórzy członkowie są bardziej antyeuropejscy niż antyrosyjscy. Nadchodzą kolejne napięcia. Po spakowaniu Trybunału Konstytucyjnego, polski parlament przygotowuje się teraz, w tym miesiącu, do głosowania nad ustawą, która może pozwolić rządowi na karanie grzywną, a nawet zwolnienie sędziów, którzy kwestionują rządową reformę sądownictwa lub w ogóle angażują się w jakąkolwiek działalność polityczną. Ten nielegalny, niekonstytucyjny atak na niezawisłość sądów, jak również na prawa obywatelskie sędziów, prawie na pewno spowoduje, że Polska po raz kolejny wejdzie w konflikt ze swoimi sojusznikami.

Ale być może, z punktu widzenia Putina, jest to dobry moment na werbalny atak na Polskę. Naród nie jest już tak zintegrowany, nie jest już tak automatycznie europejski, nie może już liczyć na dobrych niemieckich przyjaciół – być może jest to doskonały moment dla rosyjskiego prezydenta, aby poddać w wątpliwość również polską historię. Albo, jak wszyscy nauczyliśmy się już mówić, może to dobry moment, by poddać w wątpliwość polską „narrację”: Ofiara wojny, ofiara komunizmu, triumfalny bojownik o demokrację i wolność – wszystko to można poddać w wątpliwość. Jeszcze w tym miesiącu Putin będzie głównym mówcą na izraelskim wydarzeniu z okazji 75. rocznicy wyzwolenia Auschwitz przez Armię Czerwoną i będzie to kolejny moment na przedstawienie tego samego argumentu. Jest to również dobry sposób na sprawdzenie warunków. Tak jak Polska stoi na progu ruchu w kierunku prawdziwego autorytaryzmu, Putin chce zobaczyć, jak świat zareaguje – jak Polska zareaguje – na pomysł, że Polacy i naziści byli mniej więcej tym samym.

Read: Demagogiczny koktajl ofiarności i siły

Jeśli o to chodzi, Putin mógł być zadowolony. Polski premier zareagował, wydając mocne oświadczenie, ale polski prezydent do dziś nie powiedział nic. Byłem w Polsce podczas świąt Bożego Narodzenia – jestem żonaty z polską posłanką do Parlamentu Europejskiego – i było wiele spekulacji na temat tego, dlaczego tak się nie stało. Choć brzmi to dziwnie, natywistyczna partia rządząca, choć chętnie głośno potępia imigrantów i prawa gejów, w rzeczywistości raczej boi się Rosji. Po cichu niektórzy z jej członków i sympatyków nawet podziwiają Rosję za jej otwarty rasizm i agresywny nacjonalizm. Ale również reakcja międzynarodowa była słabsza niż mogłaby być. Owszem, niemiecki ambasador w Warszawie zaprotestował, a amerykańska ambasador w Warszawie odważnie zareagowała na Twitterze. „Drogi prezydencie Putinie” – zatweetowała – „Hitler i Stalin zmówili się, by rozpocząć II wojnę światową, Polska była ofiarą tego strasznego konfliktu”. Rosyjska ambasada w Warszawie odpowiedziała, jak to teraz często robią rosyjskie oficjalne kanały na Twitterze, szyderczą osobistą obelgą: „Drogi ambasadorze, czy naprawdę uważasz, że znasz się na historii bardziej niż na dyplomacji?”

Ale wiem, to szokujące – nie było ani słowa z Białego Domu, ani też niewiele od innych europejskich głów państw. I widać dlaczego: Pozostawmy tych irytujących Polaków, aby pokłócić się z Rosją o wojnę, to pokusa, której trudno odmówić, zwłaszcza podczas wakacji, a szczególnie teraz, gdy uwaga zwróciła się zdecydowanie w kierunku Bliskiego Wschodu.

Niektórzy uważają, że cała ta rozmowa o historii może mieć inne cele. Jeśli Rosja nie była sprawcą wojny, to może była jej ofiarą. A ofiarom z pewnością należy się odszkodowanie. Być może Rosja użyje teraz resztek argumentów historycznych, aby twierdzić, że należy jej się więcej ziemi na Ukrainie. Być może Rosja, która od dawna ma na oku Białoruś, użyje podobnych argumentów, aby w końcu uczynić z tego kraju, który już jest państwem zależnym, pełnoprawną prowincję. Zaledwie kilka godzin po zabójstwie generała Qassema Soleimana, Rosja po cichu odcięła dostawy ropy naftowej na Białoruś w związku z załamaniem się rozmów gospodarczych, co przeszło prawie bez echa. Oczywiście wielu mieszkańców krajów bałtyckich jest również głęboko zaniepokojonych nowym rosyjskim entuzjazmem dla paktu Ribbentrop-Mołotow, którego tajny protokół pozbawił je niepodległości na prawie pół wieku. Czy może to być preludium do kolejnego ataku na ich suwerenność? Albo jakiegoś innego okrucieństwa? Kłamstwa na temat genezy wojny mają to do siebie, że prowadzą do znacznie gorszych rzeczy.

Jednak równie prawdopodobne jest, że głównym celem Putina rzeczywiście jest to, co się wydaje: podważenie statusu i pozycji samej Polski. Jest to największy i najważniejszy ze wschodnioeuropejskich członków NATO, z największą armią i najpoważniejszą gospodarką; kraj, który pierwotnie zaproponował europejski traktat handlowy z Ukrainą – traktat, który doprowadził do protestów i abdykacji prorosyjskiego prezydenta na Ukrainie w 2014 roku; kraj, który przez ponad dekadę opowiadał się przeciwko rosyjsko-niemieckiemu rurociągowi Nord Stream 2, obecnie zatrzymanemu przez amerykańskie sankcje. Dlaczego Putin nie miałby chcieć podważyć i zdestabilizować pozycji Polski? Czyniąc to, podważa i destabilizuje całą pozimnowojenną ugodę. I to, oczywiście, było głównym celem jego polityki zagranicznej przez dwie dekady.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.