Zapomnij o secesji Teksasu. Pamiętasz ten plan? W kwietniu gubernator Rick Perry zagroził, że jeśli pakiet stymulacyjny Baracka Obamy przejdzie, Teksas odłączy się od Unii. Niestety dla Perry’ego i pozostałych około jednej czwartej Teksańczyków, którzy mówią ankieterom, że chcieliby utworzyć niezależny kraj, Teksas nie ma ani większego, ani mniejszego prawa do secesji niż którykolwiek z pozostałych 49 stanów. Rząd federalny czerpie zyski z Teksasu – zbiera więcej w podatkach niż oddaje w usługach – i nigdy nie pozwolono by mu na secesję.
Co jednak Teksas mógłby zrobić, to podzielić się na aż pięć stanów, co jest przywilejem nadanym mu jako wyjątkowy warunek jego aneksji do Unii w 1845 roku. Dla Dallas-Fort Worth jest to oczywista oczywistość: Północny Teksas produkuje nieproporcjonalnie dużo przychodów dla stanu i mógłby zatrzymać te pieniądze w stanie, w którym Dallas jest stolicą.
Z ekonomicznego punktu widzenia byłaby to ogromna korzyść dla tego obszaru. Ale z politycznego punktu widzenia, jak wyglądałby Teksas jako całość, gdyby zdecydował się to zrobić? Czy podział dużego, czerwonego stanu na pięć mniejszych, czerwonawych stanów przyniósłby korzyści Republikanom w Senacie? W Kolegium Elektorskim?
Odpowiedzi nie są jednoznaczne. Aby je znaleźć, musimy najpierw podzielić Teksas na pięć sposobów.
Problem: Teksas ma około 24 milionów mieszkańców; podzielony na pięć równych części, oznacza to około 4,8 miliona osób na każdą jednostkę. W samym Dallas-Fort Worth mieszka ponad 6 milionów ludzi. Dzieląc populację Teksasu, musimy więc pogodzić się z tym, że nowe stany będą miały nieco nierówną liczbę mieszkańców. Moje rozwiązanie wyglądałoby więc mniej więcej tak:
NOWY TEKSAS
Stolica: Austin
Inne miasta: College Station, Killeen
Ludność (szacunki z 2008 r.): 2,774,127 (mniej więcej tyle co Arkansas)
Dystrykty kongresowe: cztery (wzrosłyby do pięciu po zmianie przydziału w 2010 r.)
Wybory: sześć (wzrosłyby do siedmiu po zmianie przydziału w 2010 r.)
Powierzchnia: 21,888 mil kwadratowych (8% dawnego terytorium Teksasu, mniej więcej tak duża jak Zachodnia Wirginia)
Demografia: 27% Latynosów, 9% Czarnych, 4% Azjatów
Ekonomia: 45% wykształcenie wyższe (dorośli 25+); 15% poniżej granicy ubóstwa
Głosy w 2008 r. (bez partii trzecich): McCain 553,921 (52.2%), Obama 506,553 (47.8%)
Technicznie rzecz biorąc, Teksas nie ma prawa podzielić się na pięć nowych stanów. Raczej może zrodzić aż cztery nowe stany; to, co zostanie, będzie nazywane „Teksasem”. Ta część stanu zachowała nazwę Teksas, ponieważ znajduje się w niej obecna stolica stanu, Austin, oraz dlatego, że leży w środku obecnego terytorium Teksasu. (Chociaż dla jasności nazywam ten region „Nowym Teksasem”.) Jednakże byłby to najmniejszy obszarowo z pięciu „nowych” stanów: mniej niż 25 000 mil kwadratowych, składający się z Austin i jego przedmieść, College Station i odrobiny Hill Country.
Nowy Teksas byłby najbliższym z pięciu nowych terytoriów stanem wahadłowym, jego sześć głosów elektorskich zazwyczaj było w grze, ponieważ Demokraci starali się uzyskać wystarczającą liczbę głosów w Austin, aby odeprzeć silną przewagę Republikanów na przedmieściach i w wiejskich częściach Hill Country. W 2008 roku Demokraci przegraliby tę bitwę najsłabszym z marginesów, z Barackiem Obamą przegrywającym z Johnem McCainem o około 50 000 głosów.
TRINITY
Stolica: Dallas
Inne miasta: Fort Worth, Arlington, Longview, Tyler, Texarkana
Ludność (szacunki z 2008 r.): 7 549 968 (mniej więcej tyle samo co Wirginia)
Działalność w okręgach kongresowych: 10 (wzrosłoby do 11 po zmianie przydziału w 2010 r.)
Wyborcze głosy: 12 (wzrosłoby do 13 po zmianie przydziału w 2010 r.)
Powierzchnia: 30,648 mil kwadratowych (12% dawnego terytorium Teksasu, mniej więcej tak duża jak Karolina Południowa)
Demografie: 24% Latynosów, 14% Czarnych, 4% Azjatów
Ekonomiczne: 35% wykształcenie wyższe (dorośli 25-plus); 13% poniżej granicy ubóstwa
Głosy w 2008 roku (bez partii trzecich): McCain 1,504,106 (57.6%), Obama 1,107,558 (42.4%)
Nazwa tego regionu, Trinity, jest swego rodzaju potrójnym entendre, odnoszącym się do rzeki Trinity, do trójcy dużych miast (Dallas, Fort Worth, Arlington), które tworzą ten obszar, oraz jako hołd dla dość dużej liczby religijnych wyborców w regionie. Trinity byłby najbogatszym z nowych stanów Teksasu. Znajdowałaby się w nim również stosunkowo duża populacja Afroamerykanów. Demokraci mieliby jednak niewielkie szanse w rywalizacji o 12 głosów elektorskich. Chociaż Barack Obama wygrał 4 listopada w hrabstwie Dallas, było to dosłownie jedyne hrabstwo, które wygrał w Trinity, a ogólnie rzecz biorąc, terytorium to byłoby o punkt lub dwa bardziej czerwone niż obecny stan Teksas jako całość. Demokraci mogą mieć jednak szansę na zdobycie jednego z dwóch miejsc w Senacie, jeśli nominują umiarkowanego zwolennika biznesu – obecnie posiadają około jednej trzeciej miejsc w Senacie w stanach, w których są mniej więcej w tym stopniu niekorzystnej sytuacji partyzanckiej (pomyśl o Arkansas lub Dakocie Południowej).
GULFLAND
Stolica: Houston
Inne miasta: Corpus Christi, Beaumont, Baytown, Galveston
Ludność (szacunki z 2008 r.): 7 239 138 (mniej więcej tyle co Wirginia)
Dystrykty kongresowe: dziewięć (wzrosłyby do 10 po zmianie przydziału w 2010 r.)
Wybory: 11 (wzrosłoby do 12 po zmianie przydziału w 2010 r.)
Powierzchnia: 33,646 mil kwadratowych (13% dawnego terytorium Teksasu, mniej więcej tak duża jak Karolina Południowa)
Demografia: 33% Latynosi, 16% Czarni, 5% Azjaci
Ekonomiczna: 32% wykształcenie wyższe (dorośli 25-plus); 16% poniżej granicy ubóstwa
Głosy w 2008 r. (bez partii trzecich): McCain 1,288,179 (55.6%), Obama 1,058,446 (44.4%)
Ten nieco nietypowo ukształtowany stan, który wygląda trochę jak Zachodnia Wirginia obrócona o 90 stopni, zawierałby większy obszar metropolitalny Houston, podczas gdy następnie meandruje, aby objąć prawie całe Wybrzeże Zatoki Perskiej od granicy z Luizjaną do (ale nie włączając) najbardziej południowych krańców stanu w Cameron County. Gospodarka Gulfland byłaby silnie uzależniona od przybrzeżnych platform wiertniczych w Zatoce Perskiej.
Demokratom podoba się kilka rzeczy związanych z Gulfland. Byłby to stan większościowo-mniejszościowy (choć ledwo), a Barack Obama wygrał Houston’s Harris County w listopadzie (również ledwo). Rzeczywiście, byłby to stan nieco bardziej konkurencyjny niż Trinity, chociaż prawdopodobnie potrzeba by było południowego demokraty, aby wygrać jego głosy elektorskie. Jest to jednak jedna z niewielu części kraju, gdzie republikanie mają rozmach – sąsiednia Luizjana, która w 1992 i 1996 roku wybrała Billa Clintona, w listopadzie wybrała Johna McCaina z prawie 20-punktową przewagą.
PLAINLAND
Stolica: Lubbock
Inne miasta: Amarillo, Waco, Abilene, Wichita Falls, Odessa, Midland, San Angelo
Ludność (szacunki z 2008 r.): 2 500 681 (mniej więcej tyle co Nevada)
Dystrykty kongresowe: trzy (liczba ta wzrosłaby do czterech po zmianie podziału w 2010 r.)
Wybory: pięć (liczba ta wzrosłaby do sześciu po zmianie podziału w 2010 r.)
Powierzchnia: 106 853 mil kwadratowych (41% dawnego terytorium Teksasu, mniej więcej tak duża jak Kolorado)
Demografia: 27% Latynosów, 6% Czarnych, 1% Azjatów
Ekonomiczna: 29% wykształcenie wyższe (dorośli 25-plus); 17% poniżej granicy ubóstwa
Głosy w 2008 roku (bez partii trzecich): McCain 656,934 (74%), Obama 229,949 (26%)
Zarysowałem granice Plainland tak hojnie, jak to tylko możliwe, aby rozciągnąć się poza teksańskie panhandle i objąć średniej wielkości miasta, takie jak Waco i Wichita Falls. Niemniej jednak, choć Plainland obejmowałby ponad 40 procent dawnego terytorium Teksasu, liczyłby niewiele ponad 2,5 miliona mieszkańców. Byłby to również wyjątkowo konserwatywny stan – całkiem możliwe, że najbardziej konserwatywny w kraju, ponieważ w listopadzie ubiegłego roku John McCain pokonał tu Baracka Obamę stosunkiem głosów prawie 3 do 1. Jego pięć głosów elektorskich, dwóch senatorów i trzech kongresmenów prawie na pewno przypadłoby Republikanom.
EL NORTE
Stolica: San Antonio
Inne miasta: El Paso, McAllen, Brownsville, Laredo
Ludność (szacunki z 2008 r.): 4 263 060 (mniej więcej tyle co Kentucky)
Dystrykty kongresowe: sześć
Wota wyborcze: osiem
Powierzchnia: 68,790 mil kwadratowych (26% dawnego terytorium Teksasu, mniej więcej tak duża jak Floryda)
Demografia: 72% Latynosi, 3% Czarni, 1% Azjaci
Ekonomiczna: 23% wykształcenie wyższe (dorośli 25-plus); 26% poniżej granicy ubóstwa
Głosy w 2008 roku (bez partii trzecich): Obama 648 470 (58,2%), McCain 466 608 (41,8%)
Naszemu ostatniemu regionowi nadajemy ironiczną nazwę El Norte-ironiczną, ponieważ, chociaż „El Norte” to hiszpański termin oznaczający „Północ”, w rzeczywistości byłby to najbardziej wysunięty na południe (i zachód) region Teksasu. Jednak niemożliwe byłoby zdefiniowanie El Norte inaczej niż poprzez odniesienie do jego latynoskiej kultury i bliskości Meksyku, jako że około 72 procent jego mieszkańców ma latynoskie pochodzenie.
Gdy pierwotnie nakreśliłem granice El Norte, przylegały one do granicy z Meksykiem; jego największym miastem byłoby więc El Paso. Od tego czasu zmodyfikowałem je jednak tak, aby obejmowały hrabstwo Bexar i niektóre z jego przyległych obszarów, co oznacza, że San Antonio byłoby jego stolicą. Tak czy inaczej, El Norte nie byłoby bardziej konkurencyjne niż, powiedzmy, New Jersey (lub jego sąsiad Nowy Meksyk) – Barack Obama zdobyłby w nim od 16 do 17 punktów w listopadzie zeszłego roku, a Demokraci byliby mocno faworyzowani do zdobycia miejsc w Kongresie.
Net Effects on Balance of Power
Teksas posiada obecnie 34 głosy elektorskie, 32 dla swoich przedstawicieli i dwa dla swoich senatorów. Te głosy elektorskie były zdobywane przez republikanów każdego roku od 1980 i wyglądają na bezpieczne w kolumnie republikańskiej przez co najmniej dwa następne wybory, chociaż możliwe jest, że Demokrata z Południa lub Latynos ma szansę wprowadzić je do gry.
Jeśli Teksas został podzielony na pięć stanów, jego liczba senatorów wzrosłaby z dwóch do 10, a liczba głosów elektorskich z 34 do 42. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się to korzystne dla Republikanów – ale w rzeczywistości mogłoby być inaczej, gdyby stan został podzielony zgodnie z moimi sugestiami. Dzieje się tak dlatego, że gdyby Demokraci jedynie wygrali El Norte i jego osiem głosów elektorskich, co byłoby niemal pewne, oddaliby Republikanom netto 26 głosów elektorskich (34 minus osiem), co jest nieco lepsze niż 34 głosy, które Republikanie otrzymują obecnie dzięki wygranej w Teksasie. Jeśli Demokraci zagłosowaliby w Austin na wystarczającą liczbę wyborców, aby wygrać Nowy Teksas (sześć głosów elektorskich), postawiłoby to Republikanów w niekorzystnej sytuacji, ponieważ zyskaliby netto tylko 14 głosów (28 minus 14) z byłych terytoriów Teksasu.
Teksas zyska dodatkowe głosy elektorskie – prawdopodobnie cztery, choć możliwe, że tylko trzy – w wyniku ponownego podziału po spisie ludności w 2010 roku. Te dodatkowe głosy elektorskie zostałyby przyznane, w kolejności, Gulflandowi (dając mu 12 głosów elektorskich zamiast 11), Plainlandowi (dając mu sześć zamiast pięciu), Trinity (13 zamiast 12) i Nowemu Teksasowi (siedem zamiast sześciu); El Norte musiałoby pokonać pewną drogę, zanim uzyskałoby dziewiąty głos elektorski.
Rozdysponowanie czterech z 10 miejsc w Senacie z nowych stanów Teksasu byłoby przesądzone; Republikanie wygraliby dwa miejsca w Plainland, a Demokraci wygraliby dwa z El Norte. Mandaty senatorskie w Nowym Teksasie zostałyby najprawdopodobniej podzielone między partie, podczas gdy Demokraci mieliby szansę zdobyć jeden z czterech mandatów senatorskich w Trinity lub, co bardziej prawdopodobne, w Gulfland. To dałoby im w sumie cztery mandaty do sześciu republikanów, czyli stratę netto dwóch mandatów, która nie jest gorsza od niekorzystnej sytuacji, w jakiej znajdują się obecnie (2 do 0).
Wpływ na reprezentację w Izbie byłby stosunkowo niezmieniony. Teksas nie zyskałby ani nie straciłby miejsc w Izbie, gdyby podzielił się na pięć sposobów, chociaż wiele granic okręgów kongresowych musiałoby zostać przerysowanych, co mogłoby przynieść korzyści Demokratom w najbliższym czasie, ponieważ plan redystrykcji z 2003 r. był dla nich dość niekorzystny.
Jeśli mój plan zostałby wybrany, podział Teksasu na pięć stanów miałby dość neutralny wpływ, lekko krzywdząc Demokratów w Senacie, a jednocześnie pomagając im w Kolegium Elektorskim. Przynajmniej z politycznego punktu widzenia, nie jest to wystarczające uzasadnienie dla Ricka Perry’ego lub kogokolwiek innego, by zawracać sobie tym głowę.