Neil Peart dotrwał zaledwie 10 miesięcy do swojej ciężko wypracowanej emerytury, zanim zaczął czuć, że coś jest nie tak. Po raz pierwszy problemem okazały się słowa. Peart, jedna trzecia zespołu Rush z Toronto, był jednym z najbardziej uwielbianych perkusistów na świecie, uwalniając swoje nieziemskie umiejętności na obracających się zestawach perkusyjnych, które rozrosły się do rozmiarów, które wydawały się obejmować każdą perkusyjną możliwość w ramach ludzkiego wynalazku. Przed próbami zespołu podczas tras koncertowych Rush, tygodniami ćwiczył sam, aby upewnić się, że jest w stanie powtórzyć swoje partie. Jego przedramiona nabrzmiały mięśniami, a ogromne dłonie były zrogowaciałe. Ale był także samoukiem, intelektualistą stojącym za wyjątkowo mózgowymi i filozoficznymi tekstami Rush, a także autorem licznych książek, specjalizującym się w pamiętnikach przeplatanych podróżami motocyklowymi, a wszystko to oddane w świetlistych szczegółach.
Peart robił ciągłe notatki, prowadził dzienniki, wysyłał e-maile, które przypominały raczej korespondencję z epoki wiktoriańskiej, pisał kawałki dla magazynów perkusyjnych oraz zamieszczał eseje i recenzje książek na swojej stronie internetowej. Pomimo zakończenia formalnej edukacji w wieku 17 lat, nigdy nie przestał pracować nad osiągnięciem życiowego celu, jakim było przeczytanie „każdej wielkiej książki, jaka kiedykolwiek została napisana”. Zwykle wykorzystywał urodziny przyjaciół jako pretekst do wysłania „całej pieprzonej historii o własnym życiu”, jak to ujął ze śmiechem wokalista i basista Rush, Geddy Lee.
„Wiele moich przemyśleń robię w ten sposób”, powiedział mi Peart w 2015 roku. „Jest taki cytat z E.M. Forstera. Zwykł mawiać: 'Skąd mam wiedzieć, co myślę, dopóki nie zobaczę, co mówię?’ Dla mnie to właśnie wtedy piszę.”
Popularne w Rolling Stone
Peart odłożył pałeczki perkusyjne po ostatnim koncercie Rush w sierpniu 2015 roku, na krótko przed swoimi 63. urodzinami, ale zamierzał kontynuować karierę pisarską, która wymagała mniejszego fizycznego żniwa niż wbijanie werbla. Wyobrażał sobie spokojne życie. Pracowałby od dziewiątej do piątej w miejscu, które lubił nazywać swoją „męską jaskinią” – w luksusowym garażu dla swojej kolekcji zabytkowych samochodów, który służył mu jako biuro, zaledwie przecznicę od jego domu w Santa Monica w Kalifornii. Resztę czasu spędzał z Carrie Nuttall, swoją żoną od 20 lat, i córką w wieku szkoły podstawowej, Olivią, która go uwielbiała. Planował spędzać z nimi lato w swojej spektakularnej posiadłości nad jeziorem w Quebecu, niedaleko dawnej siedziby Le Studio, malowniczego miejsca, gdzie Rush nagrywali Moving Pictures i inne albumy.
Zdjęcie autorstwa Fin Costello/Rush Archives
Przed rozpoczęciem ostatniej trasy koncertowej Rush, Peart poznał smak codziennej egzystencji, której pragnął. Chciał do niej powrócić, gwiazda rocka tęskniąca za przyziemnością, jak dron w kabinie marzący o życiu w świetle reflektorów. „Strasznie trudno było mi się odwrócić od zadowolonego życia domowego, zadowolonego życia twórczego”, powiedział mi w 2015 roku, popijając Macallana z lodem w swoim garażu tuż przed trasą koncertową. „Czekałbym, aż Olivia pójdzie rano do szkoły i wtedy przychodziłbym tutaj. Jestem osobą wcześnie wstającą, tak jak i ona. Poszłabym po lunch i wróciła tutaj. I znowu, nigdy nie biorę tego za pewnik. Będę szedł w dół Olympic do Starbucks lub do Subway lub cokolwiek, myśląc, 'Czy to nie wspaniałe?’ „
Po wycieczce, kiedy Peart nie pracował w swojej jaskini męskiej, zgłosił się na ochotnika do biblioteki w szkole Olivii. „Olivia była zachwycona”, mówi Nuttall. „Cały czas widziała tatusia w szkole”. W nocy wracał do domu i gotował rodzinne obiady. „Żył swoim życiem dokładnie tak, jak chciał, po raz pierwszy od dziesięcioleci, prawdopodobnie”, mówi. „To był bardzo słodki, zadowolony czas … a potem bogowie, czy jakkolwiek chcesz to nazwać, zabrali to wszystko.”
„Czuję się tak źle,” mówi Lee, „że miał tak mało czasu, aby przeżyć to, o co tak ciężko walczył.”
Peart zaczął rozwiązywać krzyżówki w gazetach we wczesnych latach siedemdziesiątych, kiedy to wyjechał do Anglii z rodzinnej Kanady, aby dorobić się jako perkusista, a skończył jako kierownik sklepu z pamiątkami, mając czas do zabicia na dojazdy metrem. Przez ostatnie kilkadziesiąt lat jego rytuałem było przeglądanie niedzielnych łamigłówek New York Timesa. W czerwcu 2016 roku był zdumiony, że sam zmaga się z tym zadaniem. „Nie mógł tego rozgryźć” – mówi wieloletni menedżer Rusha, Ray Danniels. ” 'O co chodziło?’ „
Peart zachował swoje obawy dla siebie, ale do lata wykazywał oznaki tego, co Nuttall przypuszczał, że jest to depresja. Poruszyła ten temat z Dannielsem podczas wizyty w domu menedżera w Muskoka, Ontario. „Byłem jak, 'Carrie, on ma wszystko, czego chce’ „, Danniels wspomina. ” 'Wygrał. Dostał swoją wolność. Dostał ogromną wypłatę za ostatnią trasę. To nie jest depresja’. „
Pod koniec sierpnia zarówno Nuttall, jak i matka Pearta zauważyli, że był on niezwykle cichy. Kiedy się odezwał, zaczął „popełniać błędy w słowach”, jak później powiedział swoim kolegom z zespołu. Popędził do lekarza, a po rezonansie magnetycznym trafił na operację. Diagnoza była ponura: glioblastoma, agresywny rak mózgu, którego średni czas przeżycia wynosi od 12 do 18 miesięcy.
Testy genetyczne raka Pearta sugerowały, że jest on niezwykle uleczalny, a Peart żył do 7 stycznia 2020 roku, ponad trzy lata po diagnozie, co w przypadku tej choroby kwalifikowało go jako „długoterminowego ocalałego”.
„Trzy i pół roku później”, mówi Lee, „wciąż palił na ganku. Więc mówił wielkie 'Fuck you’ do Big C tak długo, jak tylko mógł.”
Na krótko przed operacją Peart wykonał nietypową rozmowę FaceTime do Alexa Lifesona, w dniu urodzin gitarzysty Rush. „To było takie niezwykłe dostać od niego telefon, bo on nigdy nie czuł się komfortowo rozmawiając przez telefon”, mówi Lifeson. „Dostawałbyś od niego te piękne e-maile. Ale on nie był aż tak szalony, żeby z kimkolwiek rozmawiać. Byłem w szoku. Ale wiedziałem, że jest coś dziwnego. Myślałem, że to może problem z połączeniem, albo coś w tym stylu. Ale on po prostu nie wydawał się taki, jaki był normalnie. I ciągle o tym myślałem.”
Kilka tygodni później Peart wysłał e-mail do swoich kolegów z zespołu z wiadomością. Nie naciągnął żadnej puenty. „W zasadzie wyrzucił to z siebie”, wspomina Lee. ” 'Mam guza mózgu. Nie żartuję. „
Lifeson był na polu golfowym, kiedy otrzymał wiadomość. „Myślę, że właśnie tam zacząłem płakać”, mówi.
„Przechodzisz w tryb walki lub ucieczki”, mówi Lee. Dla Lifesona i Lee, priorytetem stało się znalezienie szans na zobaczenie swojego przyjaciela, który mieszkał daleko od ich wspólnego domu w Toronto.
Peart radził sobie ze swoją chorobą z heroiczną siłą i stoicyzmem, mówią przyjaciele, nawet gdy walczył o przetrwanie. „Był twardym człowiekiem”, mówi Lee. „On był niczym, jeśli nie stoickim, ten człowiek. … Był wkurzony, oczywiście. Ale musiał zaakceptować tak wiele okropnego gówna. Stał się bardzo dobry w przyjmowaniu gównianych wiadomości. I było mu z tym dobrze. Miał zamiar zrobić wszystko, co w jego mocy, aby przetrwać tak długo, jak tylko będzie mógł, dla dobra swojej rodziny. I szło mu to niewiarygodnie dobrze. … Zaakceptował swój los, z pewnością z większym wdziękiem niż ja.”
Pewien fatalizm cechował Pearta, który pisał piosenkę za piosenką o przypadkowości wszechświata, a potem zobaczył, jak wydarzenia z jego własnego życia mu to udowodniły. W 1997 roku jego córka Selena zginęła w wypadku samochodowym w drodze do college’u; jego żona, Jackie, zmarła wkrótce potem na raka. Strata Pearta była tak wszechogarniająca, że pomimo swoich racjonalistycznych skłonności, nie mógł się powstrzymać od zastanawiania się, czy nie został w jakiś sposób przeklęty.
„Moja córka zmarła w wieku 19 lat, a moja żona w wieku 42 lat, a ja mam 62 lata i nadal działam”, powiedział mi w 2015 roku, omawiając swoją odmowę rozważenia rzucenia palenia (co nie jest uważane za prawdopodobną przyczynę glioblastomy). „Ilu ludzi zmarło młodszych ode mnie? Ilu perkusistów zmarło młodszych ode mnie? Jestem już w czasie bonusowym. … Coś mnie zabije. Słuchaj, jeżdżę na motocyklach. Jeżdżę szybkimi samochodami. Dużo latam samolotami. To niebezpieczne życie. Podoba mi się to, co pewien stary wyjadacz powiedział o motocyklizmie: 'Jeśli kochasz motocyklizm wystarczająco mocno, to cię zabije. Sztuką jest przetrwać na tyle długo, żeby najpierw zabiło cię coś innego”. ”
Mimo całej tej brawury, nie mógł znieść myśli o zostawieniu córki. „Strasznie mu to przeszkadzało” – mówi Danniels. „Przeszkadzało mu to, że zatoczył pełne koło. Na początku odczuwał ból po stracie dziecka. A teraz zostawiał dziecko.”
Peart miał swój własny proces żałoby do przejścia, mówi Nuttall, „dla przyszłości nie będzie miał i dla wszystkiego, co będzie przegapić z Olivią, a ze mną, i z życia samego. Jeśli ktoś żył pełnią życia, to był to Neil. I jeszcze wiele chciał zrobić. Kiedy wszyscy mówią: „Och, był taki stoicki i zaakceptował swój los” i tak dalej? Tak, pogodził się. Ale to również złamało mu serce.”
Peart był zdeterminowany, aby jak najlepiej wykorzystać swój pozostały czas, tak jak zawsze starał się maksymalnie wykorzystać swoje dni. „Jaka jest najwspanialsza rzecz, jaką mogę dziś zrobić?” zwykł zadawać sobie pytanie. Odpowiedź często oznaczała jazdę przez park narodowy na motocyklu BMW, a następnie grę na perkusji w hali widowiskowej. („Możesz zrobić wiele w ciągu całego życia” – napisał w tekście do „Marathon”, jednej z najmocniejszych piosenek Rush – „jeśli nie wypalisz się zbyt szybko”). To był jeden z jego znaków rozpoznawczych, również jako perkusisty, wciskanie nieprawdopodobnej ilości informacji rytmicznych w każdy takt muzyki; zarabiał na życie przesuwając granice czasu.
FLY BY NIGHT: Lee, Peart i Lifeson (od lewej) w 1977 roku. Peart próbował zakończyć koncertowanie Rush już w 1989 roku.
Fin Costello/Redferns/Getty Images
„Żył niesamowicie głęboko i bogato”, mówi jeden z jego bliskich przyjaciół, były perkusista Jethro Tull, Doane Perry. „Co może oznaczać bycie samemu, czytanie książki w swoim miejscu w Kanadzie nad jeziorem – to było tak samo w pełni angażujące jak bycie na scenie przed dziesiątkami tysięcy ludzi”.
Przez całe życie potrzeba prywatności Pearta rosła w siłę. Jego choroba była tajemnicą trzymaną w małym kręgu przyjaciół, którzy do samego końca strzegli swojej wiedzy. Dla Lee i Lifesona, którzy udzielali wywiadów i odbierali telefony od przyjaciół i rówieśników w sprawie plotek, ciężar ukrywania był ciężki. „Neil prosił nas, żebyśmy z nikim o tym nie rozmawiali” – mówi Lifeson. „On po prostu chciał mieć nad tym kontrolę. Ostatnią rzeczą na świecie, której by chciał, to ludzie siedzący na jego chodniku czy podjeździe śpiewający 'Closer to the Heart’ czy coś w tym stylu. To był jego wielki strach. W ogóle nie chciał takiej uwagi. I zdecydowanie trudno było okłamywać ludzi, albo jakoś unikać czy odchylać się. To było naprawdę trudne.”
Peart zawsze odrzucał niepotrzebne dyskusje na nieprzyjemne tematy machnięciem ręki i serdecznym „nieważne”, i to właśnie słyszeli przyjaciele, jeśli próbowali poruszyć temat jego choroby lub leczenia. „Nie chciał marnować swojego pozostałego czasu na rozmowy o takich gównach,” mówi Lee. „Chciał się z nami dobrze bawić. I chciał rozmawiać o prawdziwych sprawach aż do samego końca.”
Peart nigdy nie narzekał, żartuje Lee, chyba że „skończyły mu się fajki”. „Pewnego razu przyjechałem bez żadnego alkoholu” – dodaje Lee, poważny kolekcjoner win. „A jestem znany z tego, że przyjechałem do jego domu z czymś, co zwykł nazywać 'twoim wiadrem wina’. I tym razem go nie przyniosłem. A on był po prostu zbulwersowany. Więc oczywiście, następnego dnia, Alex i ja poszliśmy do sklepu z winami i upewniliśmy się, że przyszliśmy z wiadrem wina. I wszystko znów było dobrze.”
Peart przezwyciężył również trwającą całe życie awersję do retrospekcji i nostalgii, spędzając znaczną ilość czasu na słuchaniu swojego katalogu z Rush. „Kiedy mówimy o jego intensywnym pragnieniu uczenia się,” mówi inny bliski przyjaciel, frontman Vertical Horizon, Matt Scannell, „bardzo równolegle z tym duchem jest 'Co nowego? Co dalej? W czasach, kiedy wysyłałem mu mix CD, jeśli to było stare, nie był zainteresowany. Ale pomyślałem, że to piękne, że znalazł coś, co go cieszyło w patrzeniu wstecz, podczas gdy wcześniej było to czymś w rodzaju anatemy.”
„Nie sądzę, żeby ktokolwiek z nas słuchał dużo naszej starej muzyki,” mówi Lifeson. „Wszystko zostało już zrobione i zagrane. Ale wydaje mi się, że on po prostu przeglądał niektóre z rzeczy, które osiągnął, jeśli chodzi o muzykę, w każdym razie. I myślę, że był trochę zaskoczony tym, jak dobrze to wyszło. Myślę, że to się zdarza, w pewnym sensie zapominasz. Ciekawie było zobaczyć, jak się uśmiecha i czuje się z tym naprawdę dobrze. A kiedy jeszcze mógł do nas pisać, napisał o tym, jak przeglądał niektóre z naszych starszych utworów i jak mu to pasowało.”
Lee nie był zaskoczony. „Znając Neila tak, jak ja”, mówi, „i wiedząc, że on wiedział, ile czasu mu zostało, myślę, że było to dla niego naturalną rzeczą, aby przejrzeć dzieło swojego życia. I okazało się, że był bardzo dumny z tego, jak spędził dużą część swojego życia. I chciał się tym podzielić z Alexem i ze mną. Zawsze, gdy go widzieliśmy, chciał o tym rozmawiać. Chciał, żebyśmy wiedzieli, że jest dumny.”
Fly By Night, debiutancki album Pearta z Rush, rozpoczyna się intro do „Anthem”: gitara, bas i perkusja zazębiają się w brutalnie synkopowanym riffie, w czasie ⅞, z jednymi z najbardziej wyrazistych high-hatów, jakie świat rocka kiedykolwiek słyszał. Od tego momentu piosenka stała się wściekłym hołdem dla indywidualizmu inspirowanego przez Ayn Rand. Wpływ Rand był potężny w tym momencie dla młodego Pearta, przylegając do jego publicznego wizerunku przez dekady, ale wkrótce uznał go za filozoficzne i intelektualne koła treningowe, w najlepszym razie. Ostatecznie nazwał siebie „lewicowym libertarianinem” lub „libertarianinem z krwawiącym sercem” i powiedział Rolling Stone w 2015 roku, że planuje głosować na Demokratów po uzyskaniu obywatelstwa amerykańskiego.
Na poprzednim albumie Rush, nagranym z o wiele bardziej ograniczonym perkusistą, Johnem Rutseyem, Lee śpiewał komunały („Hej, kochanie, jest za kwadrans ósma/Czuję, że jestem w nastroju!”) nad barowymi Zeppelinizmami zespołu; teraz wyłuszczał obiektywistyczną filozofię nad porywającym, pokrętnym prog-metalem, gatunkiem, który jego zespół wymyślał chwila po chwili. „Chcieliśmy być najbardziej złożonym hard-rockowym zespołem na świecie, to był nasz cel” – powiedział mi Lee w 2015 roku. „Więc już od pierwszego przesłuchania wiedziałem, że to jest perkusista naszych marzeń.”
GHOST RIDER: Peart zajął się podróżowaniem z koncertu na koncert na trasach Rush za pomocą motocykla, nawet w wieku 62 lat.
Juan Lopez
Peart spędził dzieciństwo na rodzinnej farmie, zanim jego ojciec – który ostatecznie prowadził własną firmę produkującą części samochodowe – przeniósł rodzinę do Port Dalhousie, na przedmieścia małego miasta St. Catharines w Ontario. Dzieciństwo Pearta aż do wieku nastoletniego było stosunkowo idylliczne. Większość czasu spędzał na świeżym powietrzu, kultywując to, co na całe życie stało się jego związkiem z naturą. „Najlepiej czuł się w naturze, w ciszy i samotności” – mówi jego przyjaciel Doane Perry.
Był jeden głęboko traumatyczny incydent. Pływając w jeziorze Ontario, gdy miał około 10 lat, Peart zmęczył się i próbował chwycić się tratwy, zanim starsi chłopcy zdecydowali, że zabawnie będzie go z niej zdjąć. Peart miotał się w wodzie, czując, że zaczyna tonąć. W ostatniej chwili dwóch kolegów z klasy uratowało mu życie. Peart pozostał z pewną nieufnością do obcych i wracał myślami do tego momentu wiele lat później, gdy miał pecha znaleźć się w tłumie fanów. Rozwinęła się u niego fobia poczucia „uwięzienia”, która ukształtowała jego głęboki dyskomfort związany ze sławą i nieustanną potrzebę ucieczki z zamkniętego świata rockowych tras koncertowych.
Peart był na tyle błyskotliwy, że opuścił dwie klasy, rozpoczynając szkołę średnią w wieku 12 lat. Rozpoczął lekcje gry na perkusji, ćwicząc przez cały rok bez prawdziwego zestawu. Pierwsza iskra zainteresowania Pearta perkusją przyszła wraz z obejrzeniem The Gene Krupa Story, biografii o perkusiście big-bandowym; jazz big-bandowy był ulubioną muzyką ojca Pearta, a Peart podjął poważne próby grania na nim w późniejszym życiu. Keith Moon, perkusista The Who, stał się jego bohaterem, ale w miarę rozwoju umiejętności Peart zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie chce grać jak Moon. Chaos mu nie odpowiadał. Peart znalazł sposób, by ucieleśnić energię Moona, pozostając jednocześnie wiernym własnemu duchowi, grając partie, które były jeszcze bardziej krzykliwe i dramatyczne, ale także bardziej precyzyjne i opanowane, podążające za swego rodzaju trójwymiarową, geometryczną logiką. (Wiecznie niespokojny, Peart, w późniejszych latach, odwrócił kurs i pracował nad swoją improwizacyjną stroną.)
Nastoletni Peart zapuścił długie włosy i zaczął nosić pelerynę i fioletowe buty. Miejscowi jocksi nie byli zachwyceni. „Byłem całkowicie szczęśliwy aż do okresu nastoletniego”, powiedział mi, „kiedy nagle – nie wiedziałem, że jestem dziwakiem, ale świat mi to uświadomił”. Grał w swoich pierwszych zespołach i stawał się całkowicie obsesyjny na punkcie swojego instrumentu. Przestawał ćwiczyć tylko wtedy, gdy rodzice go do tego zmuszali. „Od czasu, gdy zacząłem grać na perkusji, istniała tylko perkusja i muzyka” – powiedział Peart. „Do tego momentu świetnie radziłem sobie w szkole, a potem to po prostu nie miało znaczenia.”
Porzucił szkołę w wieku 17 lat, a w następnym roku przedostał się do Londynu. Spędził tam 18 frustrujących miesięcy, po których wrócił do Kanady z zupełnie innymi pomysłami na swoją karierę muzyczną. Zdecydował, że nie zniesie grania muzyki, w którą nie wierzył, dla pieniędzy, wolałby pracować na etacie i grać dla zabawy. „Postanowiłem nigdy nie zdradzać wartości, które miał 16-latek, nigdy się nie sprzedawać, nigdy nie kłaniać się człowiekowi,” powiedział mi.
Był urażony tym, co widział jako pandering i skorumpowany komercjalizm w świecie rocka; jest prawdziwa pogarda w linii o „dźwięku sprzedawców”, którą później napisał w „The Spirit of Radio”. Po okresie pracy w lokalnym sklepie płytowym, gdzie pracował z braćmi swojej przyszłej żony, Jackie Taylor, osiadł na stanowisku kierownika ds. części zamiennych w firmie ojca, pomagając skomputeryzować system inwentaryzacji.
ALL THE WORLD’S A STAGE: Rush brzmiał lepiej niż jakikolwiek zwykły trzyczęściowy zespół.
Fin Costello/Rush Archives
Pierwsza próba zwykłego życia Pearta trwała ledwie rok, zanim został zwerbowany na przesłuchanie do zespołu z Toronto, podpisanego już z dużą wytwórnią. Peart dołączył do Rush i rozpoczął 40 lat nagrywania i koncertowania. „Patrząc na niego na zdjęciach z początków kariery” – mówi Lee – „miał wspaniały uśmiech. Był bardzo szczęśliwy przez bardzo długi czas. Dopiero po latach wyczerpującej pracy w trasie ten uśmiech zaczął się trochę ścierać.”
Od początku jednak Peart uważał, że przestoje w trasie są męczące. Zaczął go wykorzystywać, przebijając się przez coraz większe stosy książek papierowych, uzupełniając braki w swojej edukacji. Jednocześnie we wczesnych albumach Rush zamieszczał jedne z najdziwniejszych i najbarwniejszych tekstów rockowych. („I have dined on honeydew!” Lee słynnie krzyczy w klasycznym „Xanadu” z 1977 roku). Pisząc piosenki, Peart początkowo czerpał z zamiłowania do science fiction, fantasy i Rand, zanim w latach 80-tych przeniósł się na bardziej przyziemne tematy.
Rolling z niektórymi z tych wczesnych tekstów był „skokiem wiary” dla zespołu, przyznaje Lee: „Czasami cię to nie kręciło! I nie chciałeś tego robić. Trzeba było o tym porozmawiać.” W miarę upływu lat proces ten stawał się coraz bardziej oparty na współpracy. „Przez wiele lat”, dodaje Lee, „Neil siedział obok mnie w pokoju kontrolnym, kiedy odsłuchiwaliśmy wokale, i rozmawialiśmy o czymś, co można by poprawić, a on przerabiał to na miejscu.” Później Lee mógł wybrać tylko kilka linii, które mu się podobały, a Peart przerabiał piosenki wokół nich.
Przełomowy utwór zespołu, monumentalna, radosna rockowa operetka „2112” z 1976 roku, była śmiertelnie poważna w swoim wściekłym hołdzie dla wolności osobistej; kapłani Syrinx, którzy kontrolowali wszystko w swoim dystopijnym społeczeństwie, byli cienką podstawką dla producentów płyt, którzy chcieli, aby Rush brzmiał bardziej jak Bad Company (i dla nastoletnich fanów, rodziców, którzy po prostu nie rozumieli).
W zespole i w pismach Pearta z lat siedemdziesiątych było więcej humoru, niż rozumieli niektórzy z jego krytyków – „By-Tor and the Snow Dog” z 1975 roku został zainspirowany, na przykład, przezwiskami dwóch psów, których właścicielem był Danniels. „Pamiętam, jak pewnego ranka powiedziałem do Geddy’ego, czy nie byłoby zabawnie, gdybyśmy zrobili kawałek fantasy o By-Torze i Śnieżnym Psie?” powiedział mi Peart. Nawet w swoim szczytowym momencie progresywnym, Hemispheres z 1978 roku, zespół był na tyle samoświadomy, że nadał żartobliwy podtytuł „An Exercise in Self-Indulgence” utworowi „La Villa Strangiato”, zakręconemu instrumentalnemu arcydziełu.
„The Spirit of Radio,” z płyty „Permanent Waves” z 1979 roku, spełnił swój tytuł, zdobywając dla Rush szeroki rozgłos na falach radiowych, po czym nastąpił ich największy w historii album, „Moving Pictures”, z budzącym respekt występem Pearta w utworze „Tom Sawyer”, podkreślonym przez jedne z najbardziej niezatartych uderzeń perkusji w historii rocka. Rush byli teraz wielcy, a Peart nie cieszył się z tego. Kiedy usłyszał, jak Roger Waters przedstawia alienację rocka na płycie Pink Floyd „The Wall”, napisał do Watersa list z wyrazami uznania za to, że tak dobrze uchwycił jego własne uczucia.
Jego przyjaciel Matt Stone, współtwórca South Parku, był oszołomiony, gdy dowiedział się, jak bardzo Peart może być niezadowolony z bycia rozpoznawanym publicznie, nawet pod koniec swojej kariery. „Był naprawdę dziwnym facetem, jeśli chodzi o swoją sławę” – mówi Stone. (Z tego powodu Peart szczególnie uwielbiał imprezy Stone’a z okazji Halloween, gdzie mógł spotykać się z ludźmi w przebraniu – co pewnego roku oznaczało pełne wdzianko.)
Peart opracował strategie, aby się uwolnić. „Woziłem rower w autobusie i czasami w wolne dni jeździłem po kraju”, powiedział mi, „a potem, jeśli miasta były oddalone od siebie o sto mil, mogłem to robić sam i to był największy dreszczyk emocji. Cała świta wyjeżdżała, a ja byłem w małym miasteczku w pokoju motelowym i sam, a w tamtych czasach nie było telefonów komórkowych ani niczego innego. Tylko ja i mój rower”. Odbywał też pozaszkolne podróże, jeżdżąc po Afryce (wioząc, podczas jednej z wypraw, egzemplarz Etyki Arystotelesa i kolekcję listów Vincenta Van Gogha) i Chinach. Niedostatek, którego był świadkiem w Afryce, był przemieniający i sprawił, że „krwawiące serce” jego libertarianizmu wypłynęło na powierzchnię.
Peart próbował zakończyć działalność koncertową Rush już w 1989 roku, kiedy jego córka Selena miała 11 lat. „Po wielu zmaganiach z własnym umysłem doszedłem do wniosku, że jeśli mam się nazywać muzykiem, to będę musiał występować na żywo” – powiedział mi. „Lubię próby o wiele bardziej niż występy. To jest wyzwanie i satysfakcja, ale bez presji. I nie trzeba wychodzić z domu. Nawet w ’89 roku myślałem: 'Wyobraź sobie, że mieliby hologram, więc każdego dnia po prostu szedłem w jedno miejsce i grałem z całego serca, a potem wracałem do domu. „
Peart czuł intensywną presję, noc po nocy, aby sprostać własnej reputacji. „Nigdy nie oceniał siebie tak wysoko, jak wszyscy inni”, mówi perkusista Police Stewart Copeland, kolejny przyjaciel. „Ale bardzo mocno odczuwał odpowiedzialność, jaką niósł za bycie bogiem perkusji. Właściwie to był to rodzaj ciężaru.”
ANALOG KID: Począwszy od najwcześniejszych tras koncertowych Rush, Peart wykorzystywał przestoje na czytanie bez końca.
Carrie Nuttall
W maju 1994 roku, w studiu nagraniowym Power Station w Nowym Jorku, Peart zebrał razem wielkich rockowych i jazzowych perkusistów, od Steve’a Gadda przez Matta Soruma po Maxa Roacha, na potrzeby albumu hołdowniczego, który produkował dla wielkiego swingowego perkusisty Buddy’ego Richa. Peart zauważył, że jeden z perkusistów, Steve Smith, znacznie poprawił się od czasu, gdy widział go po raz ostatni, i dowiedział się, że studiował on u guru jazzu, Freddiego Grubera. W roku swoich 42. urodzin, gdy był już powszechnie uważany za największego żyjącego perkusistę rockowego, Peart odszukał Grubera i zaczął brać lekcje gry na perkusji. „Czym jest mistrz, ale mistrzem uczeń?” Peart powiedział Rolling Stone w 2012 roku.
Był przekonany, że lata grania razem z sekwencerami do bardziej syntezatorowych utworów w katalogu Rush z lat osiemdziesiątych usztywniły jego perkusję, a on chciał z powrotem się rozluźnić. (Przy wszystkich jego wysiłkach i mistrzostwie, były pewne obszary, których nawet Neil Peart nie był w stanie pokonać: „Szczerze mówiąc, nie jestem pewien, czy Neil kiedykolwiek w pełni 'dostał’ jazzowy high-hat”, napisał czule Peter Erskine, który przejął rolę nauczyciela Pearta w latach 2000.)
Rush jako całość odczuwali pewne twórcze wyczerpanie na ich następnym albumie, Test for Echo z 1996 roku, ale Peart czuł, że zrobił swoje najlepsze granie do tej pory, dzięki odnowionemu poczuciu czasu. Znalazł też nowy sposób na to, by trasy koncertowe stały się znośne, a nawet przyjemne, podróżując z dnia na dzień na swoim motocyklu BMW. „Codziennie jestem w prawdziwym świecie”, powiedział mi, „widzę ludzi w pracy i ich codzienne życie, prowadzę małe rozmowy w miejscach odpoczynku, na stacjach benzynowych i w motelach, i całe to amerykańskie życie każdego dnia”. Pięć lat minęło, zanim zespół ponownie odbył trasę koncertową.
10 sierpnia 1997 roku Peart i jego żona Jackie pomogli 19-letniej Selenie spakować samochód, ponieważ przygotowywała się do wyjazdu na Uniwersytet w Toronto, aby rozpocząć drugi rok studiów. Jej oczekiwany czas przyjazdu nadszedł i minął bez żadnego telefonu. Kilka godzin później pod drzwiami Pearta pojawił się policjant. Na pogrzebie Seleny, Peart powiedział kolegom z zespołu, żeby uznali go za emeryta, a Lifeson i Lee założyli, że to koniec zespołu. Jackie była zdruzgotana i w ciągu kilku miesięcy otrzymała diagnozę raka z przerzutami. Reagowała „niemal z wdzięcznością” na tę wiadomość, napisał Peart. Jackie zmarła w czerwcu 1998 roku. Została pochowana obok ich córki.
Peart zostawił wszystko za sobą, wsiadł na motocykl i jechał. Czuł się wyobcowany z samego siebie; w pewnym momencie obejrzał jeden ze swoich starych instruktażowych filmów o perkusji i poczuł się, jakby patrzył na inną osobę. Pozostała jednak część jego samego, „mała dziecięca dusza”, którą starał się pielęgnować. Były chwile, kiedy szukał „odrętwiającego schronienia w narkotykach i alkoholu”, jak to ujął w swoim pamiętniku z tego okresu, Ghost Rider. W połowie swojej podróży, przed wyruszeniem w trasę po Meksyku, Peart wyrwał się na tydzień ze swojej izolacji, spędzając trochę czasu w Los Angeles z fotografem Rush, Andrew MacNaughtanem.
TIME STAND STILL: Rush w 1977 roku. „Neil miał wspaniały uśmiech”, mówi Lee.
Fin Costello/Redferns/Getty Images
Jedną z niewielu rzeczy, które rozśmieszały go w tym okresie, był South Park, więc Peart ucieszył się, gdy MacNaughtan przedstawił go Stone’owi. „Andrew był jak, 'Neil przyjeżdża do miasta'”, wspomina Stone. ’ 'Upijmy się i spędzajmy razem czas.’ Wziąłem trochę materiałów imprezowych i pojechałem do Hollywood Hills. Ze względu na to, co się stało, było to, 'Nie mów o dziewczynach. Nie mówcie o dzieciach.’ Więc rozmawialiśmy o sztuce i filozofii i rock & rollu i podróżach. (…) Ale to był facet, który był po prostu cholernie smutny”.
W ciągu ponad roku i 55 000 mil podróży motocyklowych, Peart zaczął się leczyć. Wylądował w południowej Kalifornii na dobre, gotowy, by zacząć od nowa. „Kiedy po raz pierwszy się tu przeprowadziłem było to niezwykłe, ponieważ moje życie to była jedna walizka, rower i boom box,” powiedział mi. „Wszystko, co miałem. Wynająłem małe mieszkanko przy Santa Monica Pier. I zapisałem się do tutejszego Y. Codziennie ćwiczyłem jogę w Y, jeździłem na rowerze, wracałem do domu i słuchałem mojego boomboxa, i to było wspaniałe”. Przez MacNaughtana poznał Carrie Nuttall, utalentowaną fotografkę, i zakochał się. Pobrali się w 2000 roku. Peart zadzwonił do zespołu i powiedział im, że jest gotowy wrócić do pracy.
Rush byli tak popularni, jak kiedykolwiek byli do ich 40. rocznicy w 2015 roku, po późnym wchłonięciu do kanonów klasycznego rocka i popkultury. Po wielu stylistycznych reinwencjach, ponownie przyjęli swoje podstawowe podejście z tym, co okazało się być ich ostatnim studyjnym wydawnictwem, triumfalnym albumem koncepcyjnym Clockwork Angels, w 2012.
Ale Peart znów nabrał niechęci do koncertowania. On i Olivia, obecnie pięcioletnia, byli sobie bardzo bliscy, a podczas trasy koncertowej zespołu w latach 2012-13, jego nieobecność była dla niej bolesna i niepokojąca. Peart ustąpił tylko dlatego, że Lifeson nabawił się zapalenia stawów, a gitarzysta martwił się, że to może być jego ostatnia szansa na grę. „Zdając sobie sprawę, że jestem w pułapce”, napisał Peart, „wróciłem tej nocy do hotelu i tuptałem po pokoju w potężnej furii i ataku skrajnego Tourette’a”. Po tym, jak tantrum ustąpiło, postanowił zastosować się do przysłowia Freddiego Grubera: „To jest to, co jest. Poradzić sobie z tym.”
W miarę trwania trasy, Lifeson zaczął czuć się lepiej. To Peart cierpiał. Utrzymywał swoją motocyklową rutynę, 62-letni mężczyzna pokonujący setki mil dziennie, czasami w deszczu, przed graniem trzygodzinnych koncertów. Rozwinął bolesną infekcję w jednej ze swoich stóp, wśród innych problemów. „Ledwo mógł chodzić na scenę”, mówi Lifeson. „Załatwili mu wózek golfowy, żeby woził go na scenę. I zagrał trzygodzinny koncert, z taką intensywnością, z jaką grał na każdym koncercie. To było niesamowite.”
Na początku trasy Peart czuł się dobrze i sygnalizował Dannielsowi, że może być otwarty na dodanie kolejnych koncertów. Jego uczucia zmieniały się wraz z jego kondycją fizyczną. „W połowie drugiej trasy,” mówi Danniels, „dał mi jasno do zrozumienia, 'Nie mogę już więcej występować. Nie chcę już więcej”. I, wiesz, byłem sfrustrowany.” Tak samo Lee i Lifeson, którzy byli w trakcie jednej z największych tras koncertowych Rush, z wymarzoną przez fanów setlistą, która przebiegała przez katalog zespołu w odwrotnej kolejności chronologicznej.
MEAN, MEAN PRIDE: Peart pozuje z Lifesonem i Lee w Londynie ok. 1978 r.
Fin Costello/Redferns/Getty Images
„Moje relacje z nim były relacjami polegającymi na kokietowaniu” – dodaje Danniels. „Ale nawet złość nie była w stanie go poruszyć. Nie był już koniem wyścigowym. Był mułem. Muł nie chciał się ruszyć. (…) W końcu odpuściłem. Zdałem sobie sprawę, że będę miał negatywny wpływ na moją przyjaźń z nim.”
Zespół nigdy tak naprawdę nie mówił o znaczeniu tego, co działo się na ostatnim koncercie Rush, w wyprzedanym Forum w L.A. Przynajmniej nie na głos. „Rozmowa odbywała się na scenie”, mówi Lee, „przez cały czas trwania koncertu, w naszych oczach”. Peart dał jasno do zrozumienia, że dzieje się coś wyjątkowego i najprawdopodobniej ostatecznego, kiedy wyszedł na przód sceny wraz z kolegami z zespołu na zakończenie koncertu. Zrobił to po raz pierwszy od 40 lat. „To był piękny moment,” mówi Lee.
Dla całej tej ostateczności, zawsze była jakaś nadzieja, że zespół znajdzie jakiś sposób, aby kontynuować. „Czy myślę, że Neil zrobiłby coś jeszcze raz?” mówi Danniels. „Tak. Pewnego dnia zrobiłby coś innego, czy to byłaby rezydentura w Vegas, czy cokolwiek innego. Myślę, że tak, przed chorobą. To właśnie powstrzymało go przed powrotem.”
Lata choroby Pearta były wypełnione niepewnością. Na początku był w remisji przez rok, zanim rak powrócił. „W pewnym sensie, za każdym razem, gdy się z nim żegnałeś, żegnałeś się”, mówi Lee. „Bo szczerze mówiąc nie wiedziałeś. Nawet wtedy, gdy radził sobie całkiem dobrze. To były trzy i pół roku prawdziwej niewiedzy. Linia czasu ciągle się przesuwała. Więc kiedy się żegnałeś, zawsze był to wielki uścisk.”
Podczas jednej wizyty Lifeson został w L.A. sam przez kilka dni. „I kiedy wyszedłem, dałem mu wielki uścisk i pocałunek”, mówi gitarzysta. „A on spojrzał na mnie i powiedział: 'To mówi wszystko’. I, o mój Boże. I to był dla mnie moment, w którym… Widziałem go potem kilka razy, ale widzę go i czuję ten moment.”
Ostatni raz, kiedy Lee i Lifeson widzieli swojego kolegę z zespołu, byli w stanie zjeść z nim i Nuttallem ostatnią, wspaniałą, zakrapianą alkoholem kolację. „Śmialiśmy się wniebogłosy,” mówi Lifeson. „Opowiadaliśmy dowcipy i wspominaliśmy różne koncerty, trasy, członków ekipy i tego typu rzeczy, które zawsze robiliśmy siedząc w garderobie lub w autobusie. I to było takie naturalne, właściwe i kompletne.”
Peart miał pewien stopień upośledzenia w miarę postępu choroby, ale „naprawdę, aż do samego końca, był tam”, mówi Perry. „Był absolutnie tam, biorąc rzeczy w”. (Raport po jego śmierci, że Peart był przykuty do wózka inwalidzkiego i nie był w stanie mówić, był całkowicie fałszywy, powiedzieli przyjaciele). Utrzymywał swoją rutynę, kierując się do swojej jaskini człowieka w każdy dzień powszedni, spotykając się tam z przyjaciółmi, nawet rzucając sobie ostatnie przyjęcie urodzinowe jesienią 2019 roku.
Kiedy Peart nie mógł już prowadzić samochodu, jego przyjaciele Michael Mosbach i Juan Lopez zamknęli go tam. „Jestem po prostu naprawdę wdzięczny i dumny”, mówi Nuttall, „że byłem w stanie zapewnić Neilowi zdolność do nadal robić wszystkie te rzeczy, które chciał robić, naprawdę do samego końca. Ale nie mógłbym tego zrobić bez Juana i Michaela.”
Peart nigdy więcej nie grał na perkusji po ostatnim koncercie Rush. Ale w jego domu znajdował się zestaw perkusyjny. Należał on do Olivii, która brała lekcje i poważnie zajmowała się tym instrumentem. Rodzice Pearta pozwolili mu ustawić perkusję w swoim salonie, a on zrobił to samo dla Olivii. To mówiło wszystko o Pearcie, że jego córka nie wstydziła się grać na instrumencie w cieniu jego własnych osiągnięć. „Neil od razu powiedział: 'Ona to ma'”, mówi Nuttall. „Ona rzeczywiście odziedziczyła to, co on miał. I oczywiście, to go zachwyciło. … Bardzo się starał, aby nie czuła się przez niego onieśmielona – nie siedział i nie gapił się na nią podczas lekcji. Byłby poza zasięgiem wzroku, ale słuchałby.”
Z odejściem Pearta, po którym nastąpiła globalna katastrofa, był to mroczny i surrealistyczny rok dla jego przyjaciół i rodziny. W świecie zastygłym w miejscu, trudno było przetworzyć żałobę. „Czuję się, jakby to nie było tak dawno temu” – mówi Lee. Również w obozie Rush było więcej dramatów. W marcu Lifeson ciężko zachorował, został hospitalizowany na kilka dni i podłączony do tlenu. Testy na Covid-19 były negatywne, ale pozytywne na grypę, choć w czasie choroby stracił zmysł smaku i węchu. Lifeson od tego czasu w pełni recovered.
Planowany prywatny Toronto memoriał dla Peart musiał zostać odwołany, ale był mały obiad z zespołem i przyjaciółmi w Los Angeles, i formalny memoriał tam gospodarzem przez wdowę tygodnie później. „Carrie wybrała piękne miejsce z widokiem na Pacyfik”, mówi Perry. „To było piękne popołudnie. To był uzdrawiający czas dla wszystkich. Carrie przygotowała wspaniały pokaz slajdów ze zdjęciami, sięgający czasów, gdy był chłopcem.”
Kilku przyjaciół Pearta – Scannell, Perry, Copeland, współpracownik prozy Kevin Anderson – przemawiało przed publicznością, wśród której byli jego koledzy z zespołu i inni znani perkusiści: Taylor Hawkins z Foo Fighters, Chad Smith z Red Hot Chili Peppers, Danny Carey z Tool. W swoim przemówieniu Copeland zauważył, że dzięki Peartowi wszyscy obecni perkusiści dzielili upokorzenie spotkania z fanami, którzy mówili im: „Jesteś moim drugim ulubionym perkusistą!”
POWITANIE Z KRÓLAMI: Po raz pierwszy Peart ukłonił się wraz z kolegami z zespołu, na ich ostatnim koncercie, w 2015 roku.
John Arrowsmith/Rush Archives
Na koniec Olivia Peart, lat 11, wstała i opowiedziała o swoim tacie. „Była wspaniała,” mówi Perry. „To naprawdę córka Neila, naprawdę mądra mała dziewczynka”.
Olivia i jej matka są, oczywiście, nadal zmaga się ze stratą, spotęgowane przez pandemię-era izolacji. Kanadyjska granica jest w dużej mierze zamknięta od miesięcy, oddzielając je od dalszej rodziny Pearta. „Nasze życie zostało wywrócone do góry nogami, kiedy Neil zmarł” – mówi Nuttall, która spędziła święta Bożego Narodzenia sama z córką. „A potem osiem tygodni później zostaliśmy sami w domu razem, i to było trudne. (…) Oboje myślimy o nim każdego dnia, rozmawiamy o nim każdego dnia i tęsknimy za nim każdego dnia”. Przez to wszystko, Olivia kontynuuje swoje lekcje gry na perkusji.
Od czasu odejścia Pearta, Lee i Lifeson znaleźli małe zainteresowanie w podnoszeniu swoich instrumentów. „Kocham grać i nigdy, przenigdy nie chciałem przestać”, mówi Lifeson, podczas emocjonalnej, wspólnej rozmowy wideo z Lee. Lifeson był w swoim studiu, gdzie wisiało za nim prawie tuzin lśniących gitar. „I pomyślałem, wiesz, 'Pewnego dnia, kiedy będę siedział i srał po gaciach, nadal będę chciał grać na gitarze’. A teraz już tego nie ma. Po jego śmierci nie wydawało się to ważne. Ale myślę, że to wróci.”
„Przez najdłuższy czas”, mówi Lee, „nie miałem serca do grania. (…) Wciąż czuję, że jest we mnie muzyka i jest muzyka w Big Alu, ale nie ma pośpiechu, żeby cokolwiek z tego zrobić.”
Nawet w trakcie opłakiwania swojego przyjaciela, Lee i Lifeson dostosowują się do myśli, że Rush, również odchodzi. „To już koniec, prawda? To koniec,” mówi Lee. „Nadal jestem bardzo dumny z tego, co zrobiliśmy. Nie wiem, co jeszcze będę robił w muzyce. I jestem pewien, że Al też nie, czy będzie to razem, osobno, czy cokolwiek innego. Ale muzyka Rush jest zawsze częścią nas. I nigdy nie zawahałbym się zagrać któregoś z tych utworów w odpowiednim kontekście. Ale jednocześnie musisz oddać szacunek temu, co nasza trójka z Neilem zrobiła razem.”
Po ostatnim koncercie Rush, Peart pozostał w pobliżu miejsca koncertu, zamiast odjechać na swoim motocyklu. Choć raz świetnie się bawił za kulisami. „Był radosny,” mówi Lee. Neil Peart dokończył swoją pracę, trzymał się swoich standardów, nigdy nie zdradził swojego 16-letniego ja. Wciąż grał u szczytu swoich możliwości.
„Czuł, że to była dobrze wykonana praca”, mówi Scannell, który spędził z nim tę noc. „I kto mógłby temu zaprzeczyć?”
.