Deadheads świętują urodziny Jerry’ego Garcii, planują 'Meet Up at the Movies’

author
5 minutes, 57 seconds Read

Jerry Garcia skończyłby dziś 77 lat.

Liczba ta ma szczególne znaczenie dla legionów fanów Grateful Dead, z których wielu bardzo ceni sobie trasę koncertową zespołu z 1977 roku.

Dzień urodzin Garcii jest również dniem corocznego wydarzenia Grateful Dead „Meet-Up at the Movies”, podczas którego kina w całym kraju, w tym pięć w rejonie Pittsburgha, wyświetlają nagranie koncertu na żywo. Tegoroczny show jest z 17 czerwca 1991, na Giants Stadium w Rutherford, N.J.

Garcia zmarł na niewydolność serca w 1995 roku po latach słabego zdrowia i nadużywania narkotyków. Ale pozostawił po sobie ogromny katalog muzyki w postaci tysięcy koncertowych bootlegów i nagrań dokonanych podczas 30 lat prawie nieustannego koncertowania Dead.

Czy lubisz czy nie lubisz giętkiej, ciężkiej jak dżem muzyki Grateful Dead, nawet najbardziej zagorzały nienawistnik musiałby z żalem przyznać, że Garcia nie ustępował mu w grze na gitarze. Znany z ciągłego ćwiczenia, Garcia był dosłownym ucieleśnieniem piosenki zespołu, „The Music Never Stopped”. Kiedy The Dead robili krótkie przerwy w trasie, on wychodził z Jerry Garcia Band, grając stare utwory R&B i standardy.

Duch improwizacji, który naznaczył niektóre z najlepszych występów zespołu, był być może najdobitniejszym przykładem w lopingach Garcii, swobodnych biegach gitarowych.

Aby uczcić urodziny Garcii, spoglądamy wstecz na garść jego najlepszych solówek gitarowych. Ta lista jest oczywiście całkowicie subiektywna, a biorąc pod uwagę tysiące godzin muzyki Grateful Dead, nie jest w żaden sposób wyczerpująca.

„New Minglewood Blues”, 4/12/78, Duke University, Durham, N.C.

Jako fan Tar Heel z Karoliny Północnej, boli mnie, że jedna z moich ulubionych solówek Garcii została zagrana w Duke, ale nie da się zaprzeczyć sile i pewności siebie Garcii, jaką emanuje jego pierwsza solówka. „Minglewood”, które zaczyna się w okolicach 49 minuty w tym filmie, zawsze było piosenką propulsywną, ale kiedy ma wrócić do drugiej rundy nad akordami melodycznymi, Garcia zaczyna powtarzać mały bluesowy bieg, a następnie rozbija się o szybki akord mocy, który łączy się z ciężkimi wygięciami strun, aby wystrzelić resztę solówki w kosmos. Ludzie, którzy myślą, że Garcia cały czas tylko się obijał, muszą posłuchać tego. To jest w pełni rockowe solo gitarowe.

„Looks Like Rain”, 6/19/76, Capitol Theatre, Passaic, N.J.

To jest świetny przykład tego, jak Garcia mógł po cichu wpłynąć na nastrój i teksturę piosenki. „Looks Like Rain” to utwór gitarzysty rytmicznego The Dead, Boba Weira, opowieść o miłości, która się nie udaje, ale jest wytrwała („I’ll brave the stormy clouds/For it surely looks like rain”). Posłuchajcie, jak gitara Garcii łączy się z hi-hatami perkusistów w naśladowaniu początków burzy na szybie. Nie zwali was to z nóg, ale nadaje utworowi idealnie pasujące brzmienie.

„Scarlet Begonias/Fire on the Mountain”, 5/8/77, Cornell University, Ithaca, N.Y.

W annałach historii Grateful Dead, wiosenna trasa z 1977 roku jest powszechnie uważana za jedną z najlepszych w dorobku zespołu. A wśród tej grupy występów, występ z 8 maja 1977 roku w Cornell’s Barton Hall jest wybierany przez wielu Deadheadów jako najlepszy występ zespołu, w ogóle. Dużą część tego powodu stanowi 26-minutowa wersja „Scarlet Begonias” i „Fire on the Mountain”, które zespół prawie zawsze grał jako część jednej wielkiej suity utworów. Podczas breakdownu, który kończy „Scarlet Begonias”, posłuchajcie jak Garcia pozwala reszcie zespołu rozpocząć jam, a następnie powoli wplata się w niego, sprawiając, że jego licksy stają się coraz bardziej muskularne, podczas gdy ton gitary staje się coraz bardziej kosmiczny, kulminując w reggae-on-steroids groove, który rozpoczyna „Fire on the Mountain”.”

„King Solomon’s Marbles/Milkin’ the Turkey”, z albumu „Blues for Allah”

Nikt nigdy nie zarzuci Grateful Dead, że są świetnym zespołem studyjnym. Zasadniczo anty-Steely Dan, The Dead kwitli w swoich występach na żywo, a ich albumy studyjne często wypadają blado w porównaniu z nimi. Na „Blues for Allah” znalazło się kilka utworów, które weszły do regularnej rotacji koncertowej zespołu, ale na płycie wszystkie brzmią nieco płasko i sterylnie. Wyjątkiem jest „King Solomon’s Marbles/Milkin’ the Turkey”, psychodeliczne tornado w siedmiokrotnym rytmie. Licksy Garcii, które zawsze miały skłonność do kręcenia się w kilku kierunkach, tutaj z powodu szalonej sygnatury czasowej naprawdę wirują po całej mapie. Ale jednocześnie pomaga on utrzymać cały utwór w kupie, kiedy grozi mu wymknięcie się spod kontroli. Poza prostym, straight-aheadowym brzmieniem albumu Dead „American Beauty”, to może być mój ulubiony studyjny kawałek.

„Dark Star,” 9/21/72, The Spectrum, Philadelphia

Ta piosenka jest wszystkim, co fani kochają i czego nienawidzą w Grateful Dead: 37-minutowa piosenka, w której pierwsza zwrotka zaczyna się dopiero w 12 minucie. Ale w przypadku utworu takiego jak „Dark Star” – który poza zwrotkami jest improwizacją na temat mniej więcej dwóch akordów – zwrotki są niemalże dodatkiem, pomimo eterycznych fraz Roberta Huntera. Najważniejsze jest tu współdziałanie pięciu doskonałych muzyków, którzy biorą te dwa akordy i mutują je w nieskończenie wiele różnych form, podczas gdy utwór wije się od leniwego, kosmicznego jazzu do nerwowego, rozedrganego jammowania do pełnego dźwiękowego horroru. Basista Phil Lesh zrzuca masywne bomby basowe, podczas gdy zespół skręca się w atonalne węzły, po czym znów robi się trochę funkowo i osiada w piosence, która jest również ostatnią pozycją na tej liście…

„(Walk Me Out in the) Morning Dew,” 10/18/74, Winterland, San Francisco

Przebieg The Dead w październiku 1974 roku w sali balowej Winterland w San Fran był początkowo zapowiadany jako występy zespołu na „emeryturze”. Po kilku latach nieustannego koncertowania, Trupy zrobiły sobie przerwę od występów na żywo w 1975 roku, ale nie przed serią występów w swoim rodzinnym mieście. Występując z niesamowicie masywnym systemem PA „Wall of Sound” za plecami (co samo w sobie zasługuje na cały artykuł), publiczność była w stanie usłyszeć każdy dźwięk zespołu w krystalicznie czystej jakości. Nieczęsto można zobaczyć całą salę pełną rockowych koncertowiczów całkowicie nieruchomych i całkowicie pochłoniętych tym, co widzą i słyszą ze sceny, ale czułe, emocjonalne solówki Garcii tworzą właśnie taki moment, budując całkiem niezłą kulminację.

Patrick Varine jest pisarzem Tribune-Review. Możesz skontaktować się z Patrickiem pod numerem 724-850-2862, [email protected] lub za pośrednictwem Twittera .

Wspieraj lokalne dziennikarstwo i pomóż nam kontynuować opisywanie historii, które mają znaczenie dla Ciebie i Twojej społeczności.

Support Journalism Now >

Categories:AandE | Music

Codzienne i cotygodniowe biuletyny e-mailowe TribLIVE dostarczają wiadomości, których chcesz i informacje, których potrzebujesz, prosto do Twojej skrzynki odbiorczej.

.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.