Firmy celują w przerwy na toaletę, aby poprawić produktywność – to'jest złe i nie zadziała'

author
4 minutes, 30 seconds Read

Wzrost produktywności w Wielkiej Brytanii utknął w martwym punkcie od 2008 roku. Zagadka stała się tak trudna, że producenci toalet zaczęli proponować rozwiązania. Firma StandardToilet zaprojektowała pochyloną toaletę, której sedes opada w dół pod kątem 13 stopni. Jej celem jest powstrzymanie użytkowników przed zbyt długim pozostawaniem na sedesie. Po około pięciu minutach siedzenie na pochylonej toalecie powoduje obciążenie nóg użytkownika, które można porównać do „niskiego poziomu przysiadu”.

Pomysł polega na tym, aby zaoszczędzić pieniądze pracodawców, ponieważ, według informacji prasowej firmy, „przedłużone przerwy pracowników kosztują przemysł i handel szacunkowo 4 miliardy funtów rocznie” w Wielkiej Brytanii.

Niecharytatywny komentator mógłby zapytać, skąd firma wyciągnęła tę (niepotwierdzoną) liczbę. Ale stały strumień artykułów informacyjnych sugeruje, że pracodawcy na całym świecie rzeczywiście ograniczają przerwy na toaletę w celu zwiększenia produktywności. O pewnej firmie z Chicago zrobiło się głośno, gdy związek zawodowy złożył na nią skargę za „molestowanie w łazience”. Firma, która wprowadziła karty chipowe do monitorowania korzystania z toalety, zalecała pracownikom spędzanie nie więcej niż sześciu minut w toalecie dziennie, a nawet dawała karty upominkowe pracownikom, którzy w ogóle nie korzystali z toalety w czasie pracy.

W międzyczasie, w Szkocji, pracownicy call center zostali poproszeni o podpisanie nowego kontraktu ograniczającego przerwy na toaletę do 1% ich zmiany – zaledwie dwie minuty dla tych, którzy pracują cztery godziny w niepełnym wymiarze godzin. W Norwegii jedna z firm wymagała od pracownic noszenia czerwonych bransoletek podczas menstruacji, aby pokazać, że mogą one częściej odwiedzać toaletę.

Rozmowy o toaletach

Czas spędzony z dala od biurka lub linii produkcyjnej może nie być jedynym zmartwieniem pracodawcy, jeśli chodzi o korzystanie z toalety. Jak wykazały badania dotyczące tak różnych miejsc pracy, jak japońskie firmy samochodowe w Wielkiej Brytanii i fabryki tekstylne w Kenii, toalety są również miejscami, w których pracownicy wyrażają nastroje antyfirmowe, dzielą się radami, a nawet potajemnie organizują się.

Badania włoskich fabryk w okresie powojennym – epoce tłumienia związków zawodowych – wykazały, że toalety stały się centralnym punktem oporu. Jako jedno z niewielu miejsc w fabryce, które nie było monitorowane, toalety były wykorzystywane jako miejsce spotkań, a także jako miejsce, w którym można było swobodniej wyrażać antyfirmowe uczucia i dzielić się literaturą związkową.

W jednym przypadku pracownica znalazła graffiti oskarżające szefa fabryki o bycie „idiotą i bufonem” wypisane na drzwiach toalety. Być może bojąc się, że zostanie oskarżona o jego napisanie, zgłosiła wykroczenie kierownictwu. Drzwi zostały usunięte, a w celu wykrycia sprawcy, wszyscy pracownicy zostali zmuszeni do wypisania tego zdania przed ekspertem od pisma ręcznego. Winnego znaleziono i zwolniono z pracy – ale, jak zauważa badaczka Ilaria Favretto, przynajmniej zobaczyli, jak każdy pracownik w fabryce powtarza obelgę.

Toalety są jednym z niewielu miejsc, w których ludzie nie są monitorowani w pracy. By jtairat/

Jedna rzecz wyróżnia się we wszystkich tych przykładach: to niżej opłacani, bardziej niepewni pracownicy są bardziej skłonni do tego, by ich działania w miejscu pracy – i przerwy na toaletę – były ściślej kontrolowane i monitorowane. Pisząc o technologiach nadzoru w miejscu pracy, ekonomistka Joelle Gamble zauważa, że w miarę jak pracodawcy gromadzą więcej danych o swoich pracownikach, zwiększają swoją władzę nad nimi. W niektórych przypadkach ma to bezpośredni wpływ na zarobki pracowników. Firmy wykorzystujące technologie planowania „just-in-time” odwołują zmiany pracowników z krótkim wyprzedzeniem, gdy sprzedaż spada.

Krytycznie krytykowany

Ale czy dążenie do coraz ściślejszej kontroli ruchów (jelit) pracowników jest rzeczywiście dobre dla produktywności? Nowy zbiór esejów opublikowany przez Carnegie Trust i ośrodek analityczny RSA sugeruje, że nie. Zamiast tego, stawia on mocny argument, że dobra jakość pracy jest kluczem do poprawy produktywności, szczególnie w dolnym segmencie rynku pracy, gdzie jakość pracy jest najgorsza. Zamiast próbować zoptymalizować każdą minutę czasu pracy swoich pracowników, pracodawcy mogą lepiej zająć się poprawą jakości życia zawodowego.

Zamiast środków karnych, w kilku esejach argumentuje się, że udzielanie pracownikom głosu i pośrednictwo jest kluczowe dla zwiększenia produktywności. Nowe technologie w miejscu pracy mają większe szanse powodzenia, jeśli pracownicy czują się zaangażowani w podejmowanie decyzji. Raport Living Wage Foundation zawiera podobne spostrzeżenia. Skupiając się na sektorze detalicznym, argumentuje się, że standaryzacja zadań przy jednoczesnym umożliwieniu pracownikom korzystania z ich swobody decyzyjnej jest ważna dla poprawy wydajności i zysków. Pomaga to w utrzymaniu pracowników i zwiększeniu motywacji, wśród innych korzyści.

Jak przekonują koledzy i moja praca w Nesta, w gospodarce opartej na wiedzy, firmy odnoszące największe sukcesy stale wprowadzają innowacje. Musimy upowszechnić praktyki stosowane przez te firmy – współpracę, decentralizację, autonomiczne zespoły – jeśli chcemy, by produktywność zmieniła się o krok.

Więc następnym razem, gdy ktoś będzie próbował sprzedać Ci toaletę zwiększającą produktywność, nie przyjmuj tego z ulgą.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.