The New Republic

author
4 minutes, 2 seconds Read

Urodziliśmy się na początku pierwszej wojny światowej. Kiedy byliśmy nastolatkami, mieliśmy Depresję. Kiedy mieliśmy dwadzieścia lat, przyszedł Hitler. Potem mieliśmy wojnę etiopską; wojnę hiszpańską; Monachium. To jest to, co otrzymaliśmy w ramach edukacji. Potem mieliśmy drugą wojnę światową, klęskę, Hitlera w naszych miastach i domach. Urodzeni i wychowani w takim świecie, w co wierzyliśmy? W nic. W nic poza upartym zaprzeczeniem, w które od początku nas wtłaczano. Świat, w którym przyszło nam żyć, był światem absurdalnym i nie istniało nic innego, żaden wolny świat, w którym moglibyśmy się schronić. W obliczu terroru Hitlera, jakie mieliśmy wartości, które mogłyby nas pocieszyć i którym moglibyśmy przeciwstawić jego negację? Żadnych. Gdyby problem polegał na porażce jakiejś ideologii politycznej lub systemu rządowego, byłoby to dość proste. Ale to, co się działo, pochodziło od samego człowieka. Nie mogliśmy temu zaprzeczyć. Widzieliśmy, że potwierdza się to każdego dnia. Walczyliśmy z hitleryzmem, ponieważ był on nie do zniesienia. A teraz, kiedy Hitler zniknął, wiemy kilka rzeczy. Pierwszą z nich jest to, że trucizna, która była w Hitlerze nie została wyeliminowana. Ona wciąż tam jest, w każdym z nas. Każdy, kto mówi o życiu ludzkim w kategoriach siły, skuteczności, „zadań historycznych”, jest jak Hitler: jest mordercą. Jeśli bowiem problem człowieka sprowadza się do jakiegoś „zadania historycznego”, to człowiek nie jest niczym innym, jak tylko surowcem historii, z którym można zrobić wszystko. Wiemy jeszcze jedno, a mianowicie to, że wciąż nie możemy przyjąć żadnego optymistycznego poglądu na ludzką egzystencję, żadnego „happy endu” w jakiejkolwiek postaci. Ale jeśli wierzymy, że optymizm co do ludzkiej egzystencji jest szaleństwem, to wiemy również, że pesymizm co do działania człowieka wśród bliźnich jest tchórzostwem. Byliśmy przeciwni terrorowi, ponieważ terror to sytuacja, w której jedyną alternatywą jest zabić lub zostać zabitym, a komunikacja między ludźmi staje się niemożliwa. Dlatego też odrzucamy teraz każdą ideologię polityczną, która wysuwa globalne roszczenia wobec ludzkiego życia. Każda taka ideologia oznacza terror i morderstwo. I chcemy, aby panowanie terroru dobiegło końca.

W łysym i niezgrabnym streszczeniu to właśnie miał do powiedzenia Albert Camus, kiedy poproszono go o wygłoszenie w Nowym Jorku wykładu na temat „Kryzysu człowieka”. Ci, którzy go słuchali, nie mieli wątpliwości, że miał prawo powiedzieć „my”. Był to głos całego pokolenia Europejczyków, a zwłaszcza Francuzów, którzy, uwikłani w walkę, która była zarówno bezsensowna, jak i nieunikniona, zrobili więcej, niż jakiekolwiek przyjęte pojęcie obowiązku lub „zadania historycznego” mogło od nich kiedykolwiek wymagać, bez żadnej innej pomocy moralnej poza jakością ich rozpaczy.

Świat działania nie oznaczał dla nich ucieczki od świata myśli, jak to miało miejsce w przypadku niektórych z ich starszych braci. Ale nie mogli też zadowolić się ideami, których związki z rzeczywistym postępowaniem byłyby jedynie styczne i ogólne. W istocie temu właśnie najbardziej się sprzeciwiali. Uważali świat myśli za bardziej niebezpieczny niż świat czynu i byli wobec niego podejrzliwi. Z tego powodu często byli uważani za sceptyków, cyników lub „nihilistów”. Wszyscy słyszeliśmy, jak ludzie opowiadali, że młodzież francuska nie wierzyła w nic, podczas gdy faszyści i naziści mieli wiarę. Tego rodzaju wypowiedzi były aktualne w samej Francji, przed wojną. Niewiele osób zdawało się brać pod uwagę fakt, że ci młodzi ludzie mieli wiele powodów, by się zastanawiać, i że ich postawa sugerowała również, iż myśl może być bardziej prawdziwa niż jakiekolwiek działanie, gdy tylko jej autentyczność stanie się oczywista. Poszukiwali oni takiego rodzaju uczciwości, którego przykłady wokół nich były zbyt rzadkie. W rzeczywistości, jeśli mieli wierzyć temu, co pokazywano im na scenie historycznej, uczciwość zdawała się istnieć tylko w złu. Świat Nietzschego był o wiele bardziej realny niż świat nauki, racjonalnego myślenia i humanistycznego moralizmu. W takiej sytuacji jedynym pewnym przewodnikiem mogła być wierność osobistemu doświadczeniu i odmowa wiary w cokolwiek, czego nie dałoby się sprawdzić w realnym zetknięciu z życiem. Jest to rodzaj negatywnej prawdomówności. Najlepsi spośród tych ludzi wiedzieli, że to wszystko, co mają, aby stawić czoła zbrojnej brutalności, śmierci i zaniedbaniu. Ci, którym się udało, muszą teraz kontynuować swoje poszukiwania w świecie nie mniej absurdalnym niż ten, w którym się urodzili.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.