Vanessa Carlton żyje w teraźniejszości (nawet jeśli ty tkwisz w przeszłości)

author
10 minutes, 40 seconds Read

Vanessa Carlton nie straciła dziewictwa w białym domu. „To tylko zmyślony tekst”, mówi, odnosząc się do refrenu jej przeboju z 2004 roku, „White Houses”, który opowiada o pierwszym razie nastolatki podczas lepkiego upału lata. (Myślę, że wszyscy możemy sobie przypomnieć słowa piosenki „rush of blood/and a little bit of pain”). „Ale to nie ja. Ta historia nie jest moja.”

Jest późny styczeń 2020 roku, 16 lat od czasu, gdy „Białe domy” obudziły seksualną ciekawość w millenialsach, a ja rozmawiam z Carlton, ponieważ chcę usłyszeć historię, która jest jej. Nie clickbait „co się stało z Vanessą Carlton”, który krąży po Internecie w kółko, nie „czas na powrót Vanessy Carlton”, który jest publikowany jakby co roku, odkąd eksplodowała na scenie muzycznej w 2002 roku ze swoją pierwszą płytą Be Not Nobody. Ona wydawała muzykę przez cały czas – my tylko nie zawsze jej słuchaliśmy.

Jest bardzo świadoma tego faktu. „I Can’t Stay The Same”, czarujący syntezator wsparty delikatnymi perkusjami, jest pierwszym utworem na jej nowym i szóstym albumie, Love Is An Art, który ukaże się 27 marca. „Pomyślałam, że będzie to ładne oświadczenie otwierające dla każdego, kto będzie tego słuchał”, mówi. „Ktokolwiek zna moje nazwisko, ale nie zna żadnego z korpusu prac, które pojawiły się między 20 lat temu a teraz.”

Carlton, nakręcony dla jej najnowszego albumu.
Alysse Gafkjen

Właściwie jest wciąż taka sama na wiele sposobów, chociaż. Wciąż używa GarageBand do miksowania piosenek. („Jeśli potrzebujesz gównianych dem GarageBand, jestem twoją dziewczyną.”) Wciąż śpiewa zwiewne, hipnotyzujące listy miłosne. W wieku 39 lat wygląda zadziwiająco podobnie jak w wieku 18 lat: brązowe oczy, kremowa cera i długie, ciemne włosy – choć teraz nosi grzywkę w stylu baby. Jej styl jest nadal indie, ale z nie-za trudnym chłodem, który, jak się modlę, przychodzi z wiekiem.

Ale pod innymi względami jest zupełnie inną osobą niż dziewczyna, którą Amerykanie oglądali grającą na latającym pianinie w teledysku do „A Thousand Miles” (który do dziś ma 245 milionów wyświetleń na YouTube, mimo że teledysk został umieszczony na platformie dopiero 6 lat po jego wydaniu). Od czasu swojej pierwszej płyty Carlton wydała pięć kolejnych albumów i wystąpiła na Broadwayu jako Carole King. Przeniosła się do Nashville i wyszła za mąż (za Johna McCauleya, frontmana Deer Tick; Stevie Nicks odprawiła ceremonię zaślubin). Teraz płacze na reklamach ręczników papierowych, co, jak muszę założyć, jest czymś, czego wcześniej nie robiła. (Dla kontekstu: Miała córkę, Sidney, w 2015 roku, która, jak mówi, „złamała ją otwartą” pod względem emocji i empatii).

Ta zawartość została zaimportowana z YouTube. Możesz być w stanie znaleźć te same treści w innym formacie, lub możesz być w stanie znaleźć więcej informacji, na ich stronie internetowej.

Jej ostatnie pięć albumów uchwycić jej ewolucję jako artysta, ale Love Is An Art napędza poczucie zmiany do domu najbardziej dramatycznie. 12 utworów, z których wszystkie napisała lub współtworzyła, to rozmarzony falset, synthy-pop, nucenie wibracji i rodzaj bolesnej autentyczności, która może sprawić, że będziesz płakać na podłodze w sypialni (niektóre rzeczy najwyraźniej pozostają takie same). Teksty są introspektywne, spokojne, opanowane. W porównaniu z tak zwaną „kąpielą mózgu, kojącą płytą”, jaką był Liberman (jej wyprawa w kierunku medytacyjnego folk-popu z 2016 roku), Love Is An Art jest pełna niespodziewanych śmiałych riffów i zaskakujących zmian tempa. Odejście w stylu było celowe. „Celem tej płyty było zrobienie wszystkiego inaczej niż ostatnio” – mówi. „To coś w rodzaju tego orkiestrowego podejścia…to tak bardzo różni się od tego, gdzie była moja głowa, kiedy nagrywałam pierwszą płytę”.

Posiadanie swojego rzemiosła przyszło z pewnością siebie i wiekiem, ale odrobina narkotyków też nie zaszkodziła. Po raz pierwszy spróbowała terapii LSD dwa lata temu i mówi, że „miała na to głęboką reakcję.” Uważa, że pomogło jej to otworzyć się artystycznie, oderwać się od źle dopasowanej formy popu i zająć się ostrym światłem reflektorów z jej wczesnych lat bycia gwiazdą. „Łatwo było mi odnieść się do czasu, kiedy czułam na sobie wiele uwagi od ludzi, których nie znałam. Łatwo w ten sposób zahamować swój rozwój. Czułem, że to mi się przytrafiło. Odnoszę się do tego i uznaję, że muszę dać sobie pozwolenie na podążanie za muzą, za ciekawością lub przygodą, którą muszę twórczo przeżyć.”

Podczas Be Not Nobody Carlton była młoda i szeroko otwarta, wbijając się w przemysł, który widział ją jako rzecz do formowania – i, być może, wykorzystania. Muzyka od tego czasu doświadczyła rozliczenia #MeToo, ale w 2002 roku była gorącym siedliskiem molestowania i nieodpowiedniego zachowania, zwłaszcza jeśli chodzi o młode, piękne, niedoszłe gwiazdy. Carlton doświadczyła wpływu tych struktur władzy podczas produkcji Be Not Nobody; jeden z mężczyzn, z którymi pracowała, często przekraczał granicę: „Chciał się umówić ze mną i moimi przyjaciółkami”, mówi. „Dawał nam narkotyki. Dzwonił do mnie w środku nocy. A ja myślałam sobie: To jest mój wielki, pierwszy prawdziwy facet z A&R. I to był mój wielki kontrakt płytowy.” Ta sytuacja szybko sprawiła, że poczuła się nieswojo i zdezorientowana tym, co to znaczy być wschodzącą sensacją popu, zdesperowaną, by się wybić. To sprawiło, że zadała sobie pytanie, czy to wszystko było tego warte. „Pamiętam, że płakałam i mówiłam do mojej przyjaciółki: 'Nie mogę tego zrobić. Jeśli to jest to, co oznacza dla mnie zrobienie albumu i wydanie go, wolałabym tego nie robić.”

Powiedziała swojemu ówczesnemu menadżerowi, że chce porozmawiać z Jimmym Iovine, ówczesnym szefem Interscope Records (część tej samej rodziny, co jej wytwórnia, A&M) o niepracowaniu z producentem, o którym mowa. Był niezdecydowany, aby to ustalić. „Powiedział: 'Wyrzucą cię, jeśli to zrobisz. Nie możesz tego zrobić. Odradzam to.”

W każdym razie zrobiła to, co było jednym z pierwszych, ale na pewno nie ostatnich momentów, w których musiała bronić samej siebie. Poleciała do Los Angeles na spotkanie i powiedziała Iovine’owi, co działo się za kulisami. Człowiek nękający Carlton nie został zwolniony, ale Iovine zerwał ich stosunki zawodowe, ku jej uldze – i ku zaskoczeniu jej menadżera, nie porzucił jej. „Byłam tylko nowym dzieckiem. Nie miałam nic, co mógłby zobaczyć, co mogłoby udowodnić, że jestem warta jego uwagi lub zatrzymać mnie przy sobie po tych wszystkich kłopotach i pieniądzach, które zostały wydane w tamtym momencie. Ale on we mnie wierzył.”

Carlton zawsze była otwarta. Wspomina artykuł Teen Vogue, który zrobiła w wieku 24 lat, w którym otworzyła się na bulimię i bouts of depression; publicznie rozmawiała o zdrowiu psychicznym i orientacji seksualnej na scenie podczas pokazów. W styczniu 2018 roku Carlton, trzykrotnie nominowana do nagrody Grammy, zatweetowała petycję naciskającą na odwołanie prezesa Recording Academy Neila Portnowa za stwierdzenie, że kobiety muszą „wstąpić”, aby być nominowane do nagród Grammy. Zebrała ona prawie 10.000 podpisów, częściowo dzięki udostępnieniu jej przez Carltona, a Portnow został skutecznie usunięty. „Jeśli czuję, że coś jest dla mnie ważne, powiem to” – mówi. „Gryząc rękę, która cię karmi… mam to w dupie”.

Była uczennica światowej sławy School of American Ballet, Carlton była również jedną z kobiet, które ujawniły historię mizoginistycznej kultury w akademii w artykule New York Timesa z 2018 roku. „Wychowałam się w School of American Ballet i znałam tamtejszą kulturę. Nie chcę, aby te środowiska pozostały takie same dla mojej córki. Musimy być lepsi” – mówi mi. „Jeśli oznacza to, że mam zamiar dostać mniej możliwości, ponieważ mówię pewne rzeczy, które będą wkurzać ludzi, którzy mają władzę, ja naprawdę nie obchodzi.”

Jeśli czuję się mocno o czymś, powiem to. Gryząc rękę, która cię karmi… mam to w dupie.”

Pytam ją, czy uważa, że dzisiejsi artyści – wielu z nich, którzy określają się jako piosenkarze i aktywiści, ekolodzy lub obrońcy środowiska – stoją przed tymi samymi wyzwaniami, co ona, gdy była początkująca. „Może to zupełnie inne doświadczenie niż to, które ja miałam” – odpowiada. „Myślę, że tak jest. To młode pokolenie żąda o wiele więcej. Żądają więcej szacunku, niż myślałam, że mogę nawet prosić”.

Rozmowa zwraca się również do młodszych słuchaczy – demografii, do której kiedyś wprowadzała na rynek. To wydaje się szalone, że Gen Z może nawet nie wiedzieć, kim jest Vanessa Carlton. Ona, wraz z takimi jak Avril Lavigne i Michelle Branch, zdefiniowała erę dla millenialsów – wyraźnie pamiętam, jak leżałam twarzą w dół na mojej patchworkowej kołdrze Pottery Barn, chłonąc nastrojowość Be Not Nobody (czy ja nie byłam nikim?); dziewczyna z mojej klasy angielskiego w gimnazjum lyric-checked 'White Houses’ w wierszu, który napisała o utracie własnego dziewictwa lato wcześniej.

Ale słuchacze walczący o samopoznanie w okresie dojrzewania dzisiaj – choć może w mniej angsty sposób niż dzieci z lat 90-tych – to Gen Z. Pytam, co Carlton o nich myśli. „Co to są Gen-Zers?” ona punts powrotem. „Jestem stary.” Mówię, że myślę, że są w wieku 9-17 lat. W rzeczywistości są to osoby poniżej 22 roku życia, ale jej odpowiedź ma sens. „Powiedziałbym im, że mają zamiar zmienić świat. Rozpieprzamy tę planetę. To do nich będzie należało zachowanie praw człowieka na całym świecie.”

Mniej więcej miesiąc po naszym wywiadzie, „A Thousand Miles” ładuje się do mojej kolejki polecanych na Spotify (naturalnie – słuchałam Carltona w kółko podczas pisania tego artykułu). Ikoniczny tytuł nigdy nie miał być: „Gdybym miała wszystko po swojemu, ta piosenka nazywałaby się 'Interlude'”, mówi. „Ten mały riff brzmiał jak małe interludium między piosenkami. Może to gówniany pomysł, ale nieważne.” To być może jeden z najwcześniejszych przypadków Carlton zdającej sobie sprawę, że jej artystyczna wizja nie zawsze przyniesie owoce – być może jeden z najwcześniejszych przypadków pragnienia, by się odezwała, i być może moment, który zdefiniuje ją jako głos w muzyce i w aktywizmie.

Love Is An Art pokazuje ewolucję Carlton jako muzyka i osoby.
ALYSSE GAFKJEN

Ciekawi mnie, jak wyglądałby bieg historii popu, gdyby „A Thousand Miles” nosiło tytuł „Interlude”? Czy ten tytuł zdominowałby stacje radiowe (w czasach, gdy ludzie wciąż polegali na radiu w poszukiwaniu nowej muzyki) w całym kraju? Czy podniósłby Carltona do rangi nazwiska domowego? Czy Terry Crews nadal wykonywałby pamiętną wersję tej piosenki w „Białych laskach” z 2004 roku? Nie mogę powiedzieć, ale założę się, że w jakiś sposób – być może poprzez odwrócenie ścieżki – nadal byłaby dokładnie tam, gdzie jest teraz.

Ten artykuł nie miał być pułapką nostalgii (choć przyznam, że czasem sobie pobłażałam) – to spojrzenie na to, jak ścieżka Carlton ukształtowała ją na artystkę, którą jest dzisiaj, i gdzie wciąż ma przed sobą drogę. Być może nie zmierza tam na latającym fortepianie, ale uważam to za tym bardziej ekscytujące z tego powodu.

Ostatnim utworem na Love Is An Art jest bonusowy utwór zatytułowany „Break to Save.” Zamyka się on tymi wersami: „Odchodzę, aby ponownie zdefiniować mnie / Ale kocham cię i pozwalam ci odejść”. Niektóre rzeczy nigdy się nie zmienią – to kolejny z wielu listów miłosnych Carltona, miękkich, bolesnych i niezaprzeczalnie prawdziwych. Chociaż muszę się zastanawiać, czy ten jest do niej samej.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.