Dingo może być najbardziej kontrowersyjnym zwierzęciem Australii. Dla jednych ten ikoniczny, wolno żyjący pies jest ukochanym członkiem unikalnej fauny tego kraju. Dla innych jest to niewiele więcej niż dziki pies i szkodnik rolny.
Ta ambiwalencja jest zapisana w prawie. Federalnie, dingo jest uważany za gatunek rodzimy, podobnie jak kangur, koala, czy inne zwierzęta obecne w Australii przed rokiem 1400. Ale w większości australijskich stanów i terytoriów, gdzie występuje populacja dingo, właściciele ziemscy mają prawo (a nawet obowiązek, w niektórych miejscach) zabijać „dzikie psy” – grupę, która obejmuje dingo, a także zdziczałe psy domowe i ich mieszańce. Rządy również przynęty i pułapki dingo na ziemiach publicznych w niektórych parkach narodowych.
Jak lokalne rządy w całej Australii koordynować wysiłki w celu pozbycia się owce i kozy-farming regionach zwierząt stadnych, które mogą zniszczyć lokalnych branż, niektórzy eksperci chcą zabijania zatrzymany. Twierdzą oni, że dingo – jedyny duży drapieżnik na kontynencie – wypełnia kluczową niszę ekologiczną w kraju o najwyższym na świecie wskaźniku wymierania ssaków, strzegąc małych ssaków przed drapieżnictwem zdziczałych kotów i lisów oraz zapobiegając nadmiernemu wypasowi ich siedlisk przez kangury.
Przyszłość dingo może zależeć od tego, czy powinien być oficjalnie sklasyfikowany jako unikalny gatunek, czy tylko jako kolejny dziki pies. Jako swój własny gatunek, dingo może być wymienione jako zagrożone w Australii Environment Protection and Biodiversity Conservation Act w przypadku jego populacje falter. Jeśli zostanie uznany za psa, nie będzie się kwalifikował. W obu przypadkach, rządy państw mogą pisać wyjątki w ich własnym ustawodawstwie.
W porównaniu do rodzimych zwierząt, takich jak kangur i platypus, których przodkowie ewoluowali ponad 125 milionów lat temu, dingo jest względnym przybyszem, przywiezionym do Australii przez handlowców z południowo-wschodniej Azji około 3500 lat temu. Jednak żadne muzeum nie posiada oryginalnego okazu „typu”, z którym naukowcy mogliby porównywać inne okazy podobne do dingo. Tak więc w 2014 roku Mike Letnic, biolog zajmujący się ochroną przyrody na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii w Sydney, i jego koledzy postanowili to zmienić.
Cechy dingo, które opisali w swojej pracy z 2014 roku w The Journal of Zoology – bardziej płaska, szersza głowa i dłuższy pysk niż u psa – były wystarczające, jak twierdzili, aby uzasadnić unikalną nazwę gatunku. „Powiedzieliśmy, że w zasadzie jest to rozpoznawalna jednostka i zasługuje na nazwę”, mówi Letnic. Użyli Canis dingo, nazwy wybranej przez niemieckiego zoologa Friedricha Meyera w 1793 roku: Canis, jak wilk, kojot, szakal lub pies domowy; i dingo, nazwa używana przez aborygeńskich mówców Dharawal w pobliżu Sydney.
Papier wysłał fale uderzeniowe przez australijską społeczność taksonomiczną. Poleciał w twarz temu, jak inni przychodzili klasyfikować dingo, w oparciu o jego ewolucyjne miejsce w niechlujnym drzewie genealogicznym canidów. W 2017 roku Kris Helgen, taksonom ssaków z Uniwersytetu w Adelajdzie, i inni napisali formalną odezwę do pracy Letnica. Dingo, argumentowali, powinien być nazwany Canis familiaris – taki sam jak pudel, Rottweiler i inne rasy psów domowych.
Pod koniec 2018 roku obrońcy przyrody byli zaniepokojeni, gdy rząd stanowy Australii Zachodniej, opierając się częściowo na klasyfikacji Helgena dingo jako Canis familiaris, ogłosił, że zgodnie z odnowionym ustawodawstwem stanu dotyczącym ochrony przyrody, dingo nie będzie już uważany za rodzimą faunę. Niektórzy obawiali się, że ruch ten, mający na celu zapewnienie rolnikom możliwości kontynuowania uboju dzikich psów, ustanowi precedens, który inne stany mogą naśladować.
„To, jak nazywamy rzeczy, naprawdę ma znaczenie dla polityki i prawdopodobnie również dla postrzegania”, mówi Euan Ritchie, ekolog dzikiej przyrody z Deakin University w Melbourne, który jest jednym z rosnącej liczby naukowców walczących o Canis dingo. Obawiają się oni, że jeśli dingo nie będzie postrzegany jako wyjątkowy gatunek, będzie miał niewiele – jeśli w ogóle – ochrony prawnej.
Dingo nie grozi rychłe wyginięcie; według przybliżonych szacunków w całej Australii jest ich od 10 000 do 50 000. Ale niektóre populacje, zwłaszcza w bardziej zaludnionym regionie południowo-wschodnim, zmniejszają się i stają się mniej czyste genetycznie.
To, co denerwuje Helgena i innych, którzy popierają oznaczenie Canis familiaris, to to, co widzą jako błędne wykorzystanie nauki do wpływania na politykę. „Rozumiemy, że grupa australijskich naukowców kocha dingo i uważa je za wyjątkowe,” mówi, ale „nazwa nie pasuje; nie jest naukowa.”
Burzliwe relacje między dingo i ludźmi sięgają roku 1788, kiedy to Brytyjczycy po raz pierwszy przyprowadzili swoich skazańców – i owce – do Sydney Cove. W latach 80. XIX wieku wtargnięcia dingo na pola uprawne i do społeczności wiejskich doprowadziły do powstania „płotu dingo” – bariery o długości prawie 3500 mil, która do dziś przecina postrzępioną ścieżkę przez kontynent australijski.
Przy średniej wadze 33 funtów, dingo jest tylko jedną trzecią wielkości wilka szarego. Ale jak wilk i innych drapieżników wierzchołka, zyskał reputację w ostatnich latach jako ekologicznej linchpin. Populacje małych ssaków są pod silną presją, a kieszonkowe torbacze, w szczególności, szybko znikają. „Niektóre z jedynych miejsc, w których te zwierzęta żyją, znajdują się tam, gdzie jest dingo”, mówi Letnic, którego praca wykazała, że dingo zapobiegają nadmiernemu wypasowi siedlisk małych ssaków przez kangury.
Ich najważniejszą rolą może być jednak utrzymywanie w ryzach zdziczałych kotów i lisów – głównych zabójców małych ssaków, choć nauka nie jest do końca jasna. „Istnieją pewne dowody, że dingo może zmniejszyć obfitość lisa i / lub zachowanie. I to samo dla kotów,” mówi Ritchie, „ale to nie jest spójne.”
Poza debatą na temat ekologicznego znaczenia dingo jest podstawowy problem, czy należy go uznać za dzikie lub domowe. „Jest to odrębny takson. Jest to odrębna rzecz. Wszyscy go rozpoznajemy. Dla mnie to mówi, że jest to gatunek”, mówi Letnic.
Nie tak, według biologa Stephena Jacksona z New South Wales Department of Primary Industries, jednego ze współautorów Helgena. „Fakt, że każdy pies (w tym dingo) jest wolnobytujący (tj. żyje na wolności), nie ma znaczenia przy określaniu jego klasyfikacji taksonomicznej” – napisał w e-mailu. Jeśli dingo ma być klasyfikowany jako „odrębny gatunek”, Jackson napisał, „tak powinno być wszystkie inne starożytne rasy.”
Ludzie, którzy przynieśli dingo do Australii z Azji zrobił to około 3,500 lat temu. To jest „co najmniej 10.000 lat po skutecznej genetycznej separacji populacji psów domowych od przodków wilka”, mówi Jackson. Rozproszenie psów – zwłaszcza przez długie przeprawy morskie wymagane do osiągnięcia Australii – szło w parze z udomowieniem.
Kylie Cairns, genetyk populacji na Uniwersytecie Nowej Południowej Walii, kwestionuje, czy dingo był jednoznacznie udomowiony. „Co twierdzimy … jest to, że odłączyli się przed przejściem przez ten pełny rurociąg udomowienia”, mówi.
Rzeczywiście, badania genetyczne pokazują, że dingo odkleja się od współczesnych psów dość wcześnie, mniej więcej w tym samym czasie, co inne tak zwane starożytne rasy psów. Podczas gdy współczesne rasy powstały w ciągu ostatnich stuleci, starożytne rasy, takie jak afrykańskie Basenji, Chow-Chow i Malamute, sięgają swoimi korzeniami kilka tysięcy lat wstecz. Ale „w praniu ewolucyjnym”, mówi Helgen, „to nie jest duża różnica.”
Nawet z morfologicznego punktu widzenia, dodaje, dingo nie przechodzi muster jako odrębny gatunek. „Dingo nie ma jednej pochodnej cechy ewolucyjnej, która oddziela go od wszystkich innych psów domowych,” mówi Helgen. „Ritchie i inni zwolennicy Canis dingo odpowiadają, podkreślając szerszą stawkę. „W momencie, gdy nazywasz je wszystkie psy domowe – a jeśli są one w środowisku naturalnym są zasadniczo zdziczałe psy – to myślę, że to potencjalnie otwiera bramy do ich kontroli,” mówi, „ponieważ można sobie wyobrazić, że niektórzy ludzie pójdą, 'Cóż, oni wszyscy są po prostu zdziczałe psy, dlaczego nie możemy po prostu iść i zabić je wszystkie?” „
Ale dla Jacksona, „ważną rzeczą do zrozumienia jest to, że taksonomia jest zrobione najpierw zrozumieć, co pracujesz z, a następnie zarządzać wynik. To nie ma być zrobione dla wygody ochrony.”
Jest to również zła nauka, dodaje Helgen. Twierdzi on, że opinia publiczna musi być w stanie zaufać, że naukowcy „grają według właściwych zasad”, a nie pozwalają, aby poparcie kształtowało ich wnioski.
Konstruktywna dyskusja między naukowcami i decydentami jest kluczowa, mówi Ritchie. „Musisz mieć naprawdę ostrożną komunikację z rządem, mówiąc, że będziemy nazywać te rzeczy Canis familiaris, ale nie jesteśmy zwolennikami robienia A, B i C”, mówi.
„W idealnym świecie”, dodaje, „taksonomowie po prostu robiliby swoje, ekolodzy robiliby swoje, a ludzie zajmujący się polityką byliby wystarczająco mądrzy, aby dowiedzieć się, co robić. Ale to nie zawsze występuje.”
Ben Allen, ekolog dzikiej przyrody na University of Southern Queensland, który ściśle współpracuje z przemysłem hodowlanym, widzi cały squabble jako daremne. „Ludzie nadal będą strącać psy w ten sam sposób, w jaki strącamy inne rodzime gatunki, gdy i tak ich nie lubimy” – mówi. „Dlatego widziałem, że to strata czasu iść tą drogą. To nigdy nie będzie osiągnąć wynik ochrony, że chcemy, aby osiągnąć.”
Dyani Lewis jest dziennikarzem z siedzibą w Melbourne, Australia, który obejmuje biologii ewolucyjnej, paleontologii, medycyny i środowiska. Pisała między innymi dla Nature, Cosmos Magazine, Science i The Guardian.