Kiedy był dzieckiem, zaledwie kilka lat po tym, jak nauczył się chodzić, nauczył się stepować. Jednym z jego najwyraźniejszych wspomnień jest wiek trzech lat, kiedy siedział na krześle w butach do stepowania i wystukiwał rytmy na metalowej desce. Rytm ma we krwi. Pierwszym instrumentem, który opanował, nie była gitara, lecz perkusja. „Rytm to moja rzecz”, powiedział.
Dzisiaj Stephen Stills jest szczęśliwy i zrelaksowany, gdy siedzi w wybranym przez siebie miejscu, Polo Lounge w hotelu Beverly Hills. Bardziej prawdopodobne jest, że spotkamy tu Lizę Minelli niż Stephena Stillsa, ale szybko odkrywam, że jest tu całkiem jak w domu. Ma swój własny stolik pod zalanymi słońcem oknami, a kelnerzy wszyscy go znają.
Napisał mnóstwo klasycznych piosenek, w tym „Suite: Judy Blue Eyes”, „Love the One You’re With” i „For What It’s Worth”. Był także architektem brzmienia Crosby, Stills & Nash. Jego głos stanowił jedną trzecią ich cudownej mieszanki wokalnej, a jego dusza została dokładnie wstrzyknięta we wszystkie ich płyty – w jego pełną pasji grę na gitarze akustycznej i elektrycznej, a także w jego aranżacje ich słynnych piosenek. Na przykład „Teach Your Children” Grahama Nasha, pierwotnie łagodną i wisielczą balladę, przekształcił w arcydzieło o zabarwieniu country. Przeanalizował abstrakcyjnie pomysłowe akordy Davida Crosby’ego, rozgryzł je (zazwyczaj) i stworzył solidny groove dla asymetrycznych rozmyślań Crosby’ego. A kiedy do zespołu dołączył Neil Young, Stills nie tylko zyskał nowego partnera do sparingu na gitarze, ale miał też więcej piosenek do nasycenia ogniem.
Z grouchowskim błyskiem w oczach wyraża podziw dla wielu długonogich kobiet, które go mijają, a rozmowy okrasza różnymi zabawnymi niekonsekwencjami, takimi jak „Nie wiem jak wy, ale ja mam już dość tatuaży”. Zapytany o to, czy pisał ostatnio jakieś nowe piosenki, odpowiada, że nie i wyjaśnia: „To zajęcie z małymi dziećmi”. Ma teraz w domu dwoje dzieci, jedno trzyletnie, a drugie 11-letnie, które określa jako „ostatni miot”. Następnie dodaje, że jego całkowita liczba potomstwa wynosi siedem. „Więc lepiej napiszę jeszcze kilka piosenek”, mówi i śmieje się.
„To wszystko jest zbyt skomplikowane”, mówi do kelnera o wyszukanym menu obiadowym, które jest nam oferowane, zawierające dania takie jak Osso Buco, które wydają się szczególnie ciężkie i zagmatwane o 11 rano. „Czy mogę dostać menu śniadaniowe, proszę?” pyta, a kelner odpowiada, „Jasne, możesz mieć wszystko, co chcesz, panie Stills. Wie pan o tym.” „Tak, wiem o tym,” mówi do mnie świadomie. Uśmiecha się, bo to prawda. Może mieć wszystko, co chce, i to nie tylko w kontekście tego porannego posiłku. Zasłużył na to. Ten człowiek był w okopach i wyszedł z nich zwycięsko, prawdziwy bohater gitary, który z biegiem czasu staje się coraz lepszy, człowiek, któremu udało się połączyć ekspansywny liryzm z trzewną muzyką lepiej niż komukolwiek innemu po stronie Boba Dylana. „Chciałbym kanapkę z bekonem, albo coś w tym stylu.” Wkrótce zamawia Eggs Benedict, przepraszająco wyjaśniając: „To jest dla mnie niedobre, ale i tak to zrobię. Uwielbiam je.” Jest to ten sam przepraszający ton, który przyjmuje, gdy później, czekając na samochody na parkingu, jego olbrzymi Mercedes zostaje do niego przyprowadzony. „I’ll get a Prius one of these days, I promise.”
Jego geniusz jest wiele dowodów w tych dniach, jak on właśnie wydał niesamowite nagranie-Just Roll Tape-album, który zrobił w ciągu kilku godzin w kwietniu 1968 roku po tym, jak jego dziewczyna Judy Collins zawinął nagrywanie na dzień, a on chciał zachować niektóre z jego nowych piosenek. Wylały się kolejne arcydzieła – rozległa, niesamowita „Suite: Judy Blue Eyes”, w której rozszerzył formę piosenki na suitę w sposób, w jaki nikt – poza chłopakami z Liverpoolu w ich medleyu z Abbey Road – nigdy wcześniej tego nie zrobił. A utworów „Helplessly Hoping”, „Change Partners” i „Wooden Ships” nie da się zapomnieć. Usłyszenie go grającego i śpiewającego te piosenki solo to rewelacja – pewność siebie i siła, jaką emanuje w studiu, jest oszałamiająca, a po raz pierwszy odkrywamy, która część była właściwą melodią. „Byliśmy bardzo mądrymi chłopcami”, mówi nieśmiało o skomplikowanych aranżacjach harmonicznych, które wymyślił z CSN.
Przy śniadaniu nie widać żadnych oznak notorycznego temperamentu Stillsa, z wyjątkiem okazjonalnego lekko poirytowanego „oczywiście”, które jest odpowiedzią na pytania, których jego zdaniem nie należy zadawać. Ale przeważnie wydaje się całkiem szczęśliwy w swoim życiu, w swoim świecie i uprzejmie poddaje się łagodnemu przesłuchaniu.
„Wooden Ships” jest jedną z niewielu piosenek, przy których współpracowałeś – przypisuje się ją tobie, Crosby’emu i Paulowi Kantnerowi.
Tak. Ci dwaj byli na łodzi Crosby’ego, kiedy przyjechałem. Crosby miał pierwszą część, a Kantner drugą. A potem to ciągle dryfowało. Więc zszedłem pod pokład i dokończyłem. Wszyscy inni byli na górze oglądając gwiazdy, a ja to dokończyłem.
Czy wy trzej dyskutowaliście o czym to było?
Stary, nie wiadomo, o czym rozmawialiśmy tego wieczoru. To była jedna z tych przesadzonych hipisowskich spraw. Łódź szumiała, jeśli można tak powiedzieć.
W tamtych czasach twoi rówieśnicy pisali konwencjonalnie krótkie piosenki, a ty napisałeś „Suite: Judy Blue Eyes.”
Zaczęło się od małych kawałków i nagle zdałem sobie sprawę, że pasują do siebie i jedna rzecz prowadziła do drugiej, ale nic nie było skończone.
Gdy składałeś to do kupy, czy uważałeś, że jest za długie?
Nie. Wychowałem się na „Rhapsody In Blue”. To była ta sama rzecz ze słowami. Nigdy się o to nie martwiłem. A i tak nie było to aż tak długie, tylko siedem minut. Ale i tak nie wydaliby tego jako singla.
Wokalne połączenie CSN było cudowne i-
To twoje słowo, cudowne.
Gdy wasza trójka siadała i śpiewała, czy ludzie byli zdmuchnięci?
Chyba tak. Crosby też tak myślał. To przestało być takie cudowne po pierwszym wybuchu złości. Czy wszyscy trzej je mieliście? Potrafiłem być wtedy wybuchowy. Ale poradziłem sobie z tym.
Aby uchwycić tę mieszankę wokalną w studiu, czy wszyscy śpiewaliście swoje partie w tym samym czasie?
Tak. Zawsze śpiewaliśmy je zgromadzeni wokół dużego, pięknego Neumanna 87. Kiedy zaczynałem śpiewać z zespołami, mikrofon był oddalony o co najmniej trzy stopy. Stałeś od niego z tyłu, a mikrofon wychwytywał miks. Nadal śpiewam w odległości co najmniej sześciu cali od mikrofonu. Mój głos brzmi zbyt ciężko, jeśli jest mikrofonowany zbyt blisko. To, gdzie stoisz od mikrofonu jest wszystkim. Miking to wszystko… Często brzmiało to prawie dobrze, a inżynier mówił: „OK, Crosby – zrób jeden krok do tyłu” lub „Graham, zrób jeden wielki krok do tyłu.”
Byłeś w szczytowym okresie kreatywności w czasie nagrywania Just Roll Tape. Co się stało, że powstało wtedy tyle wspaniałych piosenek?
Nie wiem. Był tam okres, kiedy pisałem dużo i nie mogłem nadążyć. Ale nigdy nie mógłbym być jak Neil i w zasadzie napisać album i nagrać go w tydzień. Są ludzie, którzy potrafią to zrobić, ale nie wielu. Kto może to zrobić? Biorę ich tak, jak przychodzą. A w tej chwili czekam. Albo gestykuluję.
Niektórzy autorzy piosenek czują, że są odbiorcami, a piosenki przychodzą przez nich z zewnątrz. Inni czują, że jest to świadomy proces.
To jest jedno i drugie. Kiedy jesteś zmuszony do pisania, jak ja czasami, komentarza społecznego, to przechodzi przez ciebie. Jest to świadome i nieświadome. Czasami czujesz, że muszę coś o tym powiedzieć. Ale jest wiele z nich, które są wynikiem dobrego rzemiosła. Wiele z nich bierze się po prostu z otwartości. Skąd mogłaby się wziąć „Eleanor Rigby”, gdyby nie spacer i zobaczenie tego małego kościółka? Mam na myśli, co za wspaniała historia.
Ale te piosenki, nie napisałem ich wszystkich w jednym czasie. To było pierwsze nagranie na magnetofonie, które miałem. Judy chciała, żebym zagrał na gitarze, a potem wziąłem studio, gdy skończyła. Ostatnią rzeczą, jaką powiedziała, było: „Nie zostawaj na całą noc, bo potrzebuję cię jutro świeżego”. I nie zostałem. Zostałem tak długo, jak długo trwało nagranie tych wszystkich piosenek za jednym razem. „Just roll tape” było moim sposobem na dotrzymanie słowa danego Judy.
„Suite: Judy Blue Eyes” została napisana dla niej?
Tak, oczywiście. Zadzwoniła do mnie i powiedziała: „Rany, to było jak dostać list miłosny. Po tylu latach.”
Kocham wszystkie aliteracje w „Helplessly Hoping.”
Dużo aliteracji jak na ostrożnego kowboja. Kiedy napisałem kilka pierwszych linijek, pomyślałem: „Jak długo mogę to ciągnąć?”. To w zasadzie piosenka country i tak też śpiewa. Chce szczotek na perkusji.
Fascynujące jest słuchanie tych piosenek solo, ponieważ nigdy nie było oczywiste, która część była melodią.
Tak. W niektórych przypadkach, będąc tym z najwyższym falsetem, byłem tym, który skończył z partią kastrata. Cieszę się, że wróciłem do melodii.
Myślałem, że Graham ma najwyższe partie…
Graham nie ma falsetu. On po prostu śpiewa bardzo wysoko. Kiedy śpiewamy „Suite,” na przykład, ja jestem na górze.
Czy to tak zawsze robiliście wokale dla CSN – z tobą na górze?
Cóż, byliśmy bardzo mądrymi chłopcami. I zmienialiśmy to cały czas. Bez żadnego powodu. To coś w stylu „zepsuć zespół”. David był naprawdę dobry w znajdowaniu naprawdę fajnych, dziwnych części.
Czy on zwykle jest środkową częścią?
Naprawdę chcieliśmy, żebyście byli tak samo zdezorientowani, jak oczywiście jesteście. Więc nie mówię…
Te części krzyżują się i zachodzą na siebie…
Dokładnie. Jednym z sekretów śpiewania zespołowego jest naśladowanie siebie nawzajem.
Czy trzeba było intensywnie ćwiczyć, żeby uzyskać tak perfekcyjne frazowanie?
Nie, byliśmy bardzo leniwi. Ale to była tak wielka frajda słyszeć siebie, że były łatwe.
Graham powiedział mi, że CSN narodziło się, kiedy ty i David śpiewaliście waszą piosenkę „You Don’t Have To Cry,” a on ją usłyszał, posłuchał kilka razy, a potem dodał trzecią część.
Prawda. To było w domu Cass Elliot w jadalni. Niektórzy ludzie mówili, że to było w domu Joni, ale oni się mylą, a ja mam rację.
Mogłeś wtedy łatwo zrobić coś solowego, zamiast wchodzić do innego zespołu-
Tak, ale ja jestem facetem z zespołu. W tamtych czasach, kiedy byłem w Nowym Jorku i grałem solo w kawiarniach, byłem nieszczęśliwy. Jestem facetem z zespołu. Kocham koleżeństwo.
Jesteś świetnym gitarzystą akustycznym, ale zawsze byłeś też płonącym graczem elektrycznym.
Chcę utrzymać płomień, póki mogę.
I grasz lepiej niż kiedykolwiek-
Im dłużej to robisz, tym lepszy się stajesz.
Czy tak samo jest z pisaniem piosenek?
Nie. Te pierwsze pełne pasji są naprawdę wyjątkowe. W późniejszym okresie życia mogą być głębsze, bardziej dźwięczne i dopracowane, ale nie są tak swobodne jak te pierwsze. Skończy się na tym, że sam siebie przerośniesz. Stajesz się zbyt słodki. Tracisz sens. Stajesz się przekombinowany.
Dlatego tak bardzo podziwiam Boba Dylana. Udało mu się tego nie robić.
Jak narodziło się „For What It’s Worth”?
Miałem dom w Topanga. Ja i mój przyjaciel pojechaliśmy do Laurel Canyon, żeby poszaleć w klubach. Byliśmy młodzi i znudzeni. Doszliśmy do Sunset Boulevard. Po jednej stronie stał cały batalion gliniarzy. W pełnym macedońskim szyku bojowym. Pracowałem nad piosenką o chłopakach w Wietnamie. Rozważaliśmy zawrócenie. Ale wysiedliśmy z samochodu, żeby zobaczyć co się dzieje, a tam był ten pogrzeb Puszki Pandory, który wylał się na ulicę. A gliny po prostu oszalały. Więc powiedziałem do mojego przyjaciela, „Zabierz mnie z powrotem do mojej gitary.” Napisałem ją w jakieś piętnaście minut. Wszyscy usłyszeli tę piosenkę i pokochali ją, a Ahmet powiedział: „Musisz ją nagrać”. Mieliśmy płytę w przygotowaniu, a on powiedział „Stop the presses,” i wydaliśmy ją w siedem dni…co jest sztuczką, którą ludzie próbują powielać od tamtego czasu.
Zrozumiałem, że sprowadziłeś Neila Younga do CSN, ponieważ chciałeś innego gitarzysty, z którym mógłbyś sparingować.
Zdecydowanie chciałem innego muzyka. I najpierw chcieliśmy Johna Sebastiana. Ale on miał swój własny plan. Ja myślałem o klawiszowcu. Ale Ahmet poruszył ten temat, pozyskując Neila. Ale to było dziwne, bo już raz odszedł ode mnie, w Buffalo Springfield… w dość krytycznym momencie. Okazało się, że to było całkiem dobre połączenie. Zawsze była między nami więź od samego początku.
Jesteś płodnym autorem piosenek – czy ciężko było dzielić się tekstami z innymi?
Czasami. Ale to przerodziło się w karierę solową. Neil szybko odkrył, że to właśnie tam dostaje się wszystkie pieniądze. Zrobiło się tłoczno. Ale to nie szkodzi. Życie daje ci takie zakręty, jakie daje.
Czy byłeś dzieckiem, kiedy napisałeś swoją pierwszą piosenkę?
Miałem 19 lat, tak mi się wydaje. Byłem już poza domem. Już byłem w college’u i poza nim.
Wielu twoich przyjaciół uważało, że przestaniesz grać muzykę w wieku około 35 lat.
Nie ja. Zawsze wiedziałem, że będę to robił. Wszystko inne wydawało mi się miażdżącą nudą. Pisarz sportowy, może.
Czy jesteś optymistycznie nastawiony do swojej przyszłości, gdzie zmierzasz muzycznie?
Nikt w moim wieku nie jest optymistycznie nastawiony do swojej przyszłości. Z wyjątkiem polityków.